Kaczmarczyk nadal wierzy w świętego Mikołaja

REKLAMA

dotacje 01 (1)Marcin Kaczmarczyk na łamach tygodnika „Newsweek” próbuje udowodnić nieprawdziwą tezę, że Polexit to „bezdyskusyjnie jeden z najgłupszych pomysłów, jakie narodziły się nad Wisłą”. Jego argumenty to „10 konkretów” o tym, na co zostały wydane unijne srebrniki.

Na początku autor popełnia powtarzany przez większość dziennikarzy i urzędników od dotacji zasadniczy błąd. Otóż kosztem przy dotacjach i członkostwie w Unii Europejskiej nie jest wyłącznie składka do unijnego budżetu (według oficjalnych danych Ministerstwa Finansów do końca 2015 roku składka Polski wyniosła 32 procent wartości otrzymanych dotacji w tym okresie). To jeden z wielu kosztów i to nawet nie najważniejszy. Do tego dochodzą koszty związane z dodatkową biurokracją, przygotowaniem wniosków (także tych odrzuconych), prefinansowaniem i współfinansowaniem dotacji, obowiązkowymi kredytami przy braniu dotacji, efektem czego rośnie zadłużenie i publiczne, i prywatne. Do tego wszystkiego dochodzą koszty trudno policzalne lub nawet niepoliczalne, jak konieczność przyjmowanie unijnych regulacji czy fakt, że inwestycje przy unijnym współfinansowaniu to głęboka ingerencja w rynek, która zakłóca mechanizmy konkurencji. Ponadto dotacje uzależniają przedsiębiorców od urzędników, a pieniądze są wydawane bez kalkulacji ekonomicznej. Dochodzi tu jeszcze czynnik korupcji, a wiele inwestycji z unijnych dotacji jest niepotrzebnych lub nawet szkodliwych i trzeba je potem utrzymywać już za własne pieniądze. Nie bez znaczenia jest możliwość wywierania nacisku politycznego przez Brukselę na kraju korzystającym z unijnych funduszy.

REKLAMA

Sieją po to, żeby nie zbierać

Unijne dotacje nie są aż tak duże, jak to przedstawia prounijna propaganda i dziennikarze. Otóż wszystkie pieniądze z UE w ciągu 10 lat miały wartość niecałych 3 proc. PKB Polski w tym okresie. Mało tego, w ciągu 10 lat dotacje miały wartość jedynie około 20 proc. ogółu środków przeznaczanych w Polsce na inwestycje. A przecież nie wszystkie fundusze z Brukseli idą na inwestycje. Oznacza to, że być może aż 90 proc. wartości wszystkich inwestycji w Polsce zostało sfinansowane ze środków krajowych!

Kaczmarczyk w swoim artykule zachwyca się olbrzymim wzrostem eksportu przez 10 lat po wejściu Polski do Unii Europejskiej. To oczywiście prawda, ale dlaczego autor nie mówi, że wzrost polskiego eksportu w ciągu 10 lat, zanim Polska weszła do UE, był o około 40 proc. większy! Nie wie tego, czy ukrywa te dane? Nie pisze też, że otwierając swoje rynki dla polskich produktów, jednocześnie Unia prowadzi szkodliwą politykę protekcjonistyczną wobec krajów trzecich, w tym naszych tradycyjnych partnerów handlowych na Wschodzie. Ponadto Bruksela nie ma podpisanej umowy wolnohandlowej z żadną poważną gospodarką na świecie. W ten sposób blokuje również polski biznes. Przy okazji Kaczmarczyk pisze, że „na handlu z resztą świata tracimy i to sporo. W handlu z krajami rozwijającymi się ujemne saldo przekracza 27 mld euro”. To wierutna bzdura, że rzekomo na imporcie się traci. Na handlu zawsze zyskują obie strony porozumienia, bo inaczej nigdy by do niego nie doszło, w końcu są to umowy dobrowolne.

Jeden z punktów artykułu w „Newsweeku” dotyczy deszczu gotówki dla polskiego rolnictwa. Jednak Kaczmarczyk nie odnotowuje, że według danych GUS w ciągu 10 lat o 29 proc. zmniejszyła się produkcja ziemniaków, pogłowie świń spadło o 35 proc., krów o 11 proc, a owiec o 30 proc ani że ilość kutrów rybackich w ciągu 3 lat od wejścia o UE zmniejszyła się o 31 proc. Zachwycając się unijnym groszem, autor nie zauważa też, że wszystko tak podrożało, iż siła nabywcza przeciętnego rolnika znacznie się zmniejszyła. W latach 2004-16 cena gruntów rolnych wzrosła o ponad 300 proc. W 2005 roku traktor kosztował 171 ton pszenicy, a w 2014 roku – 221 ton (i dwa razy więcej świń). – Rolnik polski przestał produkować, zaczął pobierać zasiłki. Dookoła mnie jest cała masa ludzi kurczowo trzymających się trzech hektarów, pięciu hektarów, nigdy nie sprzedadzą ziemi. Pobierają dotacje unijne za działania pozorne, sieją po to, żeby nie zbierać – powiedział w Radiu Koszalin Wojciech Cejrowski, podróżnik i pisarz, który też jest rolnikiem. Ostatecznie w latach 2004-14 udział wartości dodanej rolnictwa w PKB Polski spadł z 3,7 do 3 proc. Czy to można nazwać wielkim rozwojem rolnictwa, jak sugeruje Kaczmarczyk?

Innowacyjne wibratory

Autor pisze też o wielkich pieniądzach, które wydawane są – dzięki Unii – na badania i rozwój. Niestety ich skutek jest taki, że jak wynika z raportu samej Komisji Europejskiej, wskaźnik innowacyjności w 2014 roku w Polsce wynosił nieco ponad 55 proc. średniej unijnej, podczas gdy jeszcze w 2009 roku było to prawie 60 proc. Nie ma się co dziwić, skoro w ramach unijnego Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka pieniądze (150 tys. złotych) idą do takich firm, jak hurtowania F-Toys z Lublina zaopatrująca sex-shopy w sztuczne penisy, wibratory i erotyczne lalki.
Oczywiście często może być tak, że z punktu widzenia przedsiębiorcy czy rolnika jest bardzo korzystne, by dostać „darmowe pieniądze”. (– [Unia Europejska – przyp. TC] jest to płatnik rozdający pieniądze pasożytom – powiedział na temat UE publicysta Krzysztof Karoń). Jednak bilans należałoby liczyć w ujęciu globalnym, a tu z pewnością mamy do czynienia ze stratami. Jak już pisałem na tych łamach – przede wszystkim trzeba sobie uświadomić, że Unia Europejska nie ma swoich pieniędzy, bo nic nie produkuje, ani nie dostarcza usług na rynek, a wszystko co rozdaje, wcześniej komuś zabrała – i to komuś, kto lepiej by wiedział, jak wydać swoje pieniądze. W efekcie wskutek działań urzędników nastąpiła niekorzystna alokacja czynników produkcji.

– Potężna Unia Sowiecka spowodowała, że ludzie przestali być przedsiębiorczy, że przestali samostanowić o sobie, że ludzie nauczyli się, że pieniądze się nie zarabia, a pieniądze się dostaje. A ludzie nauczyli się brać. Brać od państwa, brać od Unii – powiedział na swoim wideoblogu dziennikarz Mariusz Max Kolonko. Jego zdaniem podejście jest takie, że „Unia Europejska da stanowiska, kasę, kontrakty, dotacje” i „z tego zrodziła się wyprzedaż majątku narodowego”, „te wszystkie kliki wyposażone w kody dostępu”, „te wszystkie afery, przekręty”. – Z tego zrodziło się 70 proc. poparcia dla Unii dzisiaj w Polsce – zauważył Max Kolonko, dodając, że polskie społeczeństwo nie wie, na czym polega demokracja, konstytucja, przedsiębiorczość i kapitalizm. I to jest największe spustoszenie, jakie w polskiej mentalności sieją unijne dotacje, także poprzez takie teksty, jak omawiany artykuł Marcina Kaczmarczyka, z którego w ten sposób wychodzi homo sovieticus. Nie – Polexit nie jest jednym z najgłupszych pomysłów, jakie narodziły się nad Wisłą, bo dobrobytu nie da się wybudować „darmową kasą”, dotacjami, a tylko ciężką pracą.

Text&fot. Tomasz Cukiernik

REKLAMA