Spadające sondaże wprowadziły nerwowość w partii Kaczyńskiego

fot. Wikipedia
REKLAMA

Notowania partii rządzącej słabną, a na dodatek wewnątrz obozu trwa wyniszczająca walka o władzę. Gdy w grudniu 2016 roku PiS zaliczyło pierwszą poważną wpadkę, związaną z zamieszaniem wokół wpuszczania dziennikarzy do Sejmu, opozycja szybko roztrwoniła otrzymany w prezencie kapitał. Bezsensowne okupowanie sejmowej sali posiedzeń i liczenie na tłumy ludzi na zewnątrz zyskało zabawne określenie „ciamajdan” (nawiązujące do skutecznych protestów na Majdanie w Kijowie).

Zamiast zyskać kilka punktów, opozycja (PO, Nowoczesna i pozaparlamentarny KOD) pokazała wtedy brak wyobraźni i brak skuteczności. Zamiast obniżyć, podniesiono notowania PiS, które okazało się twarde, skuteczne, a przede wszystkim zwycięskie. Minęło kilka miesięcy i zadufani w sobie politycy PiS zgotowali sobie prawdziwe Waterloo, w sposób niepoważny blokując kandydaturę Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej. Nie chodziło o to, że PiS musiało go poprzeć w staraniach o reelekcję, ale o groteskową kandydaturę Jacka Saryusza-Wolskiego na to miejsce. I znów nie chodzi o to, że PiS go pozyskało i wystawiło. To był znakomity ruch od strony politycznej. Chodzi o publiczne wypowiedzi polityków PiS o tym, że ich kandydat ma realne szanse na wybór. Wystarczyło zaznaczyć, że jest to kandydatura symboliczna, mająca pokazać polski sprzeciw wobec stylu zarządzania przez Tuska i jego mieszania się w polskie sprawy po stronie opozycji – i obeszłoby się bez kompromitacji. A tak PiS, które zbierało punkty jako zwycięzca, straciło kilka punktów procentowych poparcia (między 5 a 10 pkt), wykazując się kompletnym brakiem realizmu.

REKLAMA

Panika na okręcie

Spadające sondaże wprowadziły nerwowość w rządzącej partii. Wybuchły tłumione od półtora roku animozje. Przypomnijmy: PiS nie jest monolitem. Rządzi nim niepodzielnie prezes Jarosław Kaczyński, ale o jego względy zabiegają liczne frakcje. Ponieważ „Wódz” starzeje się (w czerwcu skończy 68 lat), w walkach chodzi nie tylko o doraźne korzyści, lecz także o przyszłą sukcesję.
Pierwszym starciem było zamieszanie wokół szefa MON Antoniego Macierewicza. Demonstracyjne odchodzenie z wojska utytułowanych wojskowych mocno nadszarpnęło jego reputację. Tym bardziej że część wojskowych zaczęła po odejściu do cywila udzielać wywiadów, które były nie tyleż napastliwe wobec Macierewicza, co zwyczajnie zwracały uwagę na konkretne błędy, które popełnił.

Macierewicz ma też inny problem. Obiecał pokazać dowody na zamach na samolot prezydencki w 2010 roku, a przez półtora roku nie pokazał nic. Nad tym wszystkim unosił się duch katastrofy, ale wizerunkowej Macierewicza – czyli byłego rzecznik MON, młodzian bez wykształcenia i doświadczenia, Bartłomiej Misiewicz, którego status od kilku miesięcy był przedmiotem debaty publicznej. Człowiek ewidentnie kompromitujący swój urząd (chodzenie na imprezy alkoholowe w nieciekawym towarzystwie), którego nie mogła się pozbyć z rządu nawet premier Beata Szydło.

CZYTAJ DALEJ O STARCIU POD DYWANEM

REKLAMA