Czy Rosjanie podzielą los Indian?

CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=29152990
REKLAMA

„Stało się zatem jasne, że dla Zachodu dobry Rosjanin (Słowianin) to tylko martwy Rosjanin (Słowianin)” – oznajmił stanowczo kilka dni temu rosyjski publicysta internetowy przedstawiający się jako Leon (Lew) Myszkin.

Myszkuje on niestrudzenie za medialnymi dowodami świadczącymi o tym, że cywilizacja wywodząca się z tradycji łacińskiej gnije w oczach, zgodnie zresztą z doktryną już dawno temu sformułowaną na Wschodzie.

REKLAMA

Przeciwko zachodnim gangsterom

Argumentów na to oczywiście nie brak, choć może najdobitniejszych z nich należy szukać akurat nie tam, gdzie czyni to Myszkin. Powodem przytoczonej powyżej jego konstatacji była bowiem wypowiedź znanego angielskiego dziennikarza Edwarda Lucasa zamieszczona w dzienniku „The Times”: „Gospodarka Rosji opiera się na niezasłużonych (niesprawiedliwych) dochodach z wydobycia i sprzedaży dóbr naturalnych”.

Ta trochę wyrwana z kontekstu fraza pozwoliła dorzucić Rosjaninowi swoje trzy kopiejki do antyzachodniej histerii, którą do rozmiarów od dawna niewidzianych nadymają ostatnio prokremlowskie media. Bezpośrednim sygnałem do wytoczenia propagandowych dział najcięższego kalibru było, rzecz jasna, objęcie przez Zachód państwa Putina sankcjami ekonomicznymi.

Toteż zachłystując się z oburzenia, Myszkin zapytuje w imieniu swojej ojczyzny: „No i jak teraz wygląda dyplomacja w świetle prawa międzynarodowego? Czy Zachód poczyna sobie jak na miejskim bazarze, który został opanowany przez mafię, gangsterów? Po prostu terror, morderstwa, szantaż – i żadnego prawa, poza wolą szefa szajki?”. Po tej interesującej skądinąd alegorii światowych stosunków gospodarczych oczywiście odpowiada na zadane pytanie twierdząco.

Edward Lucas to jeden z bardziej znanych zachodnich korespondentów zajmujących się tematyką wschodnioeuropejską i niemiecką. Dziesięć lat temu skrytykował Annę Fotygę jako ministra spraw zagranicznych, a także trochę obsmarował rząd Jarosława Kaczyńskiego, któremu wcześniej bywał raczej przychylny. Ówczesny premier zdenerwował się z tego powodu, więc dwa lata później Radosław Sikorski zamierzał za to uhonorować Lucasa odpowiednim odznaczeniem jako „dobrze zasłużonego”, ale dziennikarz odmówił przyjęcia medalu, nie chcąc przypadkiem popaść w stronniczość wobec kwestii nadwiślańskich. Autor książki „Nowa zimna wojna. Jak Kreml zagraża Rosji i Zachodowi” uchodzi w sprawach wschodnich za eksperta (zdaniem niektórych czytelników jego prac, wykazuje nawet zdolności profetyczne), chociaż czasami Edward Lucas wkracza w dziedzinę, która stanowi raczej domenę Jerzego Lucasa.

Należy zauważyć, że Leon Myszkin w swojej konkluzji (przypisującej zresztą Lucasowi myśl, jakiej Anglik wcale nie sformułował) dokonuje sprytnego i perfidnego zabiegu, stawiając znak równości pomiędzy Rosjaninem a Słowianinem. To zresztą również wpisuje się w typową (wielko)rosyjską mentalność. Gdy spotykałem się z Rosjanami, z reguły okazywali żywiołową radość, dowiadując się, że jestem wprawdzie zapadnikiem, ale z Polski. „Bo my, Słowianie” – padała zaraz formułka inicjująca, a potem mój rozmówca wyliczał zalety „trzymania się razem”, od gospodarki poprzez kulturę aż po sakramentalne „wspólne nakopanie Niemcom” (lub/i Ameryce). Kiedy jednak przyciśnięty do muru taki uczestnik płynnego (zwykle w dwojakim sensie) dialogu musiał odpowiedzieć na pytanie, kim jego zdaniem jest Słowianin, okazywało się, że to w gruncie rzeczy Rosjanin gorszego sortu.

Rosjanie jako Indianie

Pomijając nawet badania genetyczne, w świetle których Rosjanie okazują się tylko „przyszywanymi” Słowianami (w „Najwyższym CZASIE!” pisano niedawno na ten temat), pretendowanie Moskwy do przewodzenia całej gałęzi ludów indoeuropejskich ma kruche podstawy i opiera się na charakterystycznych dla tej części Wschodu kompleksach. W końcu pięć z tuzina współcześnie istniejących państw słowiańskich zamieszkują narody od wieków należace do kultury Zachodu, a niektóre z pozostałych krajów związały się już ze strukturami zachodnimi bądź o to zabiegają.

Ale dzięki zrównaniu Rosjan ze wszystkimi Słowianami może sobie Myszkin dogodnie ustawić kwestię ukraińską. Na wszelkie wypadek mniej domyślnym czytelnikom wykłada kawę na ławę: „Widać całkiem wyraźnie, czego chcieli Amerykanie na Ukrainie: najpierw wytępić Rosjan, potem Ukraińców. Wyraźnie widać i to, co ostatecznie z tego wyszło: zamieniono kolejność. To znaczy Ukraińców, przejawiających słabość i uległość, zaczęto likwidować wcześniej niż Rosjan, którzy zachowali życie dzięki aktywnemu oporowi. Postanowiono: skoro ci Indianie okazują sprzeciw, wytępmy najpierw inne plemiona! Wszystko jedno, musimy przecież ich wszystkich zlikwidować, jaka więc różnica, w tym czy innym porządku?”.

Jak widać, Leon Myszkin, którego literacki wzór, Teodor Dostojewski, nazwał przekornie, ale celnie – w odniesieniu do współczesnego epigona – „idiotą”, uprawia agitację już nie epoki cepa (charakterystyczną dla okresu sowieckiego, co wymownie podkreślało popularne w ówczesnej Polsce rozszyfrowywanie pisanego cyrylicą skrótu CCCP), ale wręcz kamienia łupanego. Aby wywindować swoje dywagacje na nieco wyższy poziom, podpiera się nawet Zbigniewem Brzezińskim i koncepcją podzielenia Heartlandu na części jako rękojmi światowej hegemonii Stanów Zjednoczonych. Cytując wspomniane zdanie z tekstu Lucasa, bije na trwogę: oto Zachód, kwestionując prawa Rosji do jej złóż surowców naturalnych, właściwie chce wyrwać ziemię – ich ziemię – Rosjanom spod nóg! „Jest przecież całkowicie jasne [nota bene ta zupełna „jasność” czy też „wyraźność” to obowiązkowy początek każdego akapitu wywodów Myszkina – W.G.], że Trump czy nie Trump – oczywiste jest, że nie ma żadnych nadziei w rokowaniach z NATO (…). Najpierw amerykańscy doradcy narzucili Jelcynowi model gospodarczy pierwotnego plemienia – »wszystko w zamian za surowce«, pozbawili nasz naród jakielkolwiek formy uczestnictwa w produkcji światowej. A teraz (…) »The Times« dowodzi (…) – bogactwa naturalne, które eksportują Rosjanie, niesłusznie należą do Rosjan”.

Myszkin sypie przykładami, jaki los ma stać się udziałem Rosji według zachodnich strategów (Irlandia, Aborygeni australijscy, Indianie północnoamerykańscy itp.). Wnioskuje ostatecznie, że prowadzenie przez Moskwę dialogu dyplomatycznego nie ma sensu, bowiem oponent kwestionuje przecież wszelkie prawa Rosji.

„Jeżeli nie liczyć interwencji w Serbii, Iraku, Libii, Syrii, zamachów stanu w Kirgistanie, na Ukrainie i w Gruzji, zerwanie porozumienia w sprawie obrony antyrakietowej, budowy tarczy antyrakietowej w Europie Wschodniej, mieszania się w wewnętrzne sprawy Rosji, deklaracji amerykańskich polityków, że będą oni utrudniać integrację gospodarczą Rosji z jej sąsiadami – to tak, wówczas okaże się, że to Putin wszystko popsuł i nie ocenił właściwie przyjacielskiego gestu nałożenia sankcji na pożytek interesów rosyjskich” – podsumowuje ze zjadliwą, lecz chyba szczerą ironią Myszkin, który nie raz już natrząsał się w swoich publikacjach z postępów zakłamanej zachodniej „diermokracji” (diermo to po rosyjsku co najmniej mierzwa).

REKLAMA