W odmętach lewackiego szaleństwa. Feministki przeciwko zmiennopłciowym. Rząd tego niegdyś wielkiego imperium ma dzisiaj takie problemy: kobieta w ciąży czy osoba w ciąży?

lewackie_szalenstwo_gender_rownosc_transwestyta_gej_lgbtq
Zdj ilustr. Źródło: instagram
REKLAMA

W Wielkiej Brytanii wybuchł wielki spór pomiędzy postępowymi feministkami, a jeszcze bardziej postępowym rządem. Postępująco postępowi kłócą się o to, czy pisać 'kobieta w ciąży”. czy raczej „osoba w ciąży”.

Spór rozpoczął się od wystąpienia rządu brytyjskiego do ONZ. Dyplomaci zażądali usunięcia z dokumentów organizacji zwrotu „kobieta w ciąży” i zastąpienia ich zwrotem „osoba w ciąży”.

REKLAMA

Chodzi o to, by nie dyskryminować i wykluczać osób zmiennopłciowych i o płci ni takiej, ni siakiej.

Sprawa dotyczy Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych, do którego Wielka Brytania przystąpiła w 1976 roku.

Zobacz też: Polski recydywista skazany za brutalne pobicie i gwałt w Wielkiej Brytanii. Ten bandyta jest znany w całej Europie

Konwencja przewiduje m.in szczególną ochronę kobiet w ciąży, w tym zakaz wykonywania na nich kary śmierci. Teraz Brytyjczycy żądają poprawki i zastąpienia kobiety osobą.

To wywołało wściekłość brytyjskich feministek, które stwierdziły iż „pod płaszczykiem” walki o równouprawnienie osób zmiennopłciowych chce się usunąć kobiety z dokumentów i świadomości.

To nie jest żadne włączanie i uwzględnianie (osób zmiennopłciowych, albo o płci ni takiej, ni siakiej – przyp. red) – napisała czołowa brytyjska feministka Sara Ditum. – To wykluczanie kobiet i sprawianie że stają się tabu…To dla nas obraza.

Zobacz też: Czy można zostać ojcomatkoojcem? Nowozelandczyk, czy też Nowozelandka – dokładnie nie wiadomo, zamierza spróbować

Kłótnia, w której głos zabrało już wiele postępująco postępowych przedstawicieli rządu i feministek, zbiegła się z propozycją brytyjskiego Biura Statystyk Narodowych.

Zasugerowało ono, by w czasie najbliższego spisu powszechnego, nie trzeba było podawać płci. To bowiem znów wyklucza osoby zmiennopłciowe, albo o płci ni takiej, ni siakiej.

Ta propozycja wywołała falę oburzenia wśród akademików, a także postępująco postępowych feministek. Akademicy dowodzą, że bez statystyk na temat liczby kobiet nie będzie można zaplanować dla nich np  usług.

Krótko mówiąc nie będzie wiadomo ile potrzebnych jest np izb porodowych.

Zaś Germaine Greer, kolejna czołowa feministka zakrzyczała: ta propozycja oznacza odmówienie kobietom prawa do istnienia.

Na te debilne dyskusje nakłada się teraz jeszcze sprawa forsowanego przez rząd Gender Recognition Act (Prawo o Uznaniu Płci/Gendera, czy czegoś takiego – tłum. red). Przyznać ma ono prawo do dowolnego określania swej płci w dowolnym momencie.

A więc, „żeby życie miało smaczek, raz dziewczynka, raz chłopaczek”. Krótko mówiąc chodzi o to, by w dowolnym momencie, bez jakichkolwiek zabiegów, Bogdan na życzenie był uznawany za Teresę i na odwrót.

To oczywiście pozwoli mężczyznom mieć swobodny wstęp do damskich przebieralni, szatni natrysków i tym podobnych miejsc. Wykończy też całkowicie kobiece współzawodnictwo sportowe, bo zdominują je całkowicie mężczyźni, którzy nakłamią, że są kobietami.

Zobacz też: Inwigilacja totalna. „Wielki Brat” będzie wiedział gdzie jeździsz i nie pozwoli na przekroczenie dozwolonej prędkości

REKLAMA