
Minister Morawiecki zapewnia, że dzięki jego rozsądnej polityce, mamy rekordową nadwyżkę budżetową. Jednocześnie jednak wysyła do Brukseli raport z informacją o rekordowym deficycie.
Jak to wyjaśnić? Prosto, Morawiecki znowu manipuluje danymi dla własnych politycznych korzyści.
Ciastko da się zjeść, albo mieć. Tak, jak niemożliwe są te dwie rzeczy naraz, tak samo niemożliwym jest posiadanie przez państwo jednoczesnej nadwyżki budżetowej i deficytu.
Spróbujmy wyjaśnić oba pojęcia. Nadwyżka budżetowa pojawia się wtedy, gdy rząd wydaje mniej pieniędzy niż posiada. Nadwyżką są zatem po prostu oszczędności państwowe.
Jednakże w momencie, w którym suma dochodów jest niższa niż suma wydatków, mamy do czynienia z deficytem. Państwo musi się wtedy zadłużać, prowadzi to do sytuacji, w której politycy – np. aby spełnić swoje socjalne obietnice – są zmuszeni do zaciągania długów np. w bankach.
Czy zatem Morawiecki kłamie? Nie do końca. Minister tłumaczy to w ten sposób, że fakt iż nadwyżka jest w budżecie w połowie roku, nie oznacza, że z końcem roku nie będzie deficytu.
Dodaje ponadto, że czym innym jest deficyt całego sektora finansów publicznych, w skład którego wchodzą też np. samorządy czy sektor ubezpieczeń społecznych.
Czytaj koniecznie: Czy to już przesądzone? Czołowy poseł Kukiz’15 o poparciu Dudy w wyborach prezydenckich. „Ma ostatnio bardzo podobną retorykę”
Niezmiennym jest jednak fakt, że na koniec roku prognozowany deficyt wyniesie 51 mld złotych. Jest to faktycznie rekordowy wynik, niespotykany w najnowszej historii Polski. Mówienie w tym momencie o 5 mld nadwyżki jest manipulacją.
W związku z tymi zawirowaniami Janusz Korwin-Mikke przypomniał na facebooku swój wpis opublikowany, gdy rząd PiS-u uchwalał budżet na obecny rok. Prezes partii „Wolność” nazwał wtedy deficyt budżetowy mianem „okradania obywateli”:
źródło: wpolityce.pl/innpoland.pl/wolnosc24.pl