Potrawka z wroga klasowego. Kanibalizm w czasie chińskiej Rewolucji Kulturalnej

REKLAMA

Partia piętnuje

W starożytnych Chinach powszechne było jedzenie mięsa pokonanych wrogów. Historie chińskich dynastii pełne są opisów aktów kanibalizmu. Już w trzecim wieku przed Chrystusem chiński filozof Mengzi (Mencjusz) pisał: „Ludzie pozbawieni sprawiedliwości i życzliwości stają się jak zwierzęta i pożerają swoich towarzyszy”. Ba, pojedyncze zbrodnie kanibalizmu zdarzają się do dzisiaj. W 2006 roku pracownicy biura bezpieczeństwa publicznego w mieście Lanzhou potwierdzili doniesienia mediów o odkryciu dwóch ludzkich rąk kiszonych w beczkach razem z imbirem i chili. Z kolei gazeta „The Sydney Morning Herald” pisała o aresztowaniu w Pekinie mężczyzny, podejrzanego o kradzież z cmentarza 30 ludzkich zwłok, które ugotował w zupie i podał jako lekarstwo swojej chorej żonie. Władze na wszelkie sposoby starają się nie dopuścić, by informacje o kanibalizmie wyciekały do mediów. W roku 2003 bezpieka w Guangdong aresztowała dziennikarzy, podejrzewających właścicieli jednej z restauracji o przyrządzanie zupy z martwych noworodków. Danie miało być serwowane bogatym biznesmenom z Hongkongu.

REKLAMA

        Egzekucje przeprowadzano publicznie. Na przykład na stadionach

Z pewnością wielu „wrogów klasowych” padłoby jeszcze ofiarą politycznych ludożerców w Wuxuan, gdyby nie Wang Zujian. Ten były działacz partyjny został kilka lat wcześniej skazany za krytykę Mao na przymusowe roboty w jednym z państwowych gospodarstw rolnych. Po wyjściu z obozu pracy Wang starał się nie rzucać w oczy i trzymać z dala od kłopotów. Wiódł spokojne życie urzędnika w miejskim biurze do spraw kultury. Wracając z pracy do domu, Wang był niejednokrotnie świadkiem kanibalizmu, który w pewnej chwili wymknął się spod kontroli. Urzędnik nie mógł dłużej znieść widoku ludzi jedzących ludzi i postanowił donieść władzom w Pekinie o praktykach w Wuxuan. W czasie rewolucji kulturalnej takie działanie było aktem najwyższej odwagi. Wang wiedział, że każda korespondencja wysyłana do stolicy podlega wewnętrznej cenzurze. Urzędnik nie chciał ryzykować i samemu trafić na stół oszalałych kanibali. List z donosem wysłał do jednego z krewnych z prośbą o przekazanie go innej zaufanej osobie, która dostarczy pismo gdzie potrzeba. Wiadomość o kanibalizmie w Wuxuan dotarła do przewodniczącego Mao. Wojsku udało się zaprowadzić porządek i zapobiec potwornościom.

Nigdy najpewniej nie poznamy liczby ofiar kanibalizmu w Chinach. Najgorsze, że winni tej apokalipsy nigdy nie zostali ukarani.

Źródło: focus.pl

czytaj też: „Leń, bałaganiarz, pijak”. Piłsudski o swoich współpracownikach. Prywatne listy Marszałka

REKLAMA