Jackie Speir, deputowana do Izby Reprezentantów w programie stacji MSNBC ujawniła, że amerykański Kongres płaci ofiarom napastowania seksualnego, którego dopuszczają się jego członkowie. W zamian wymaga się milczenia.
Według członkini niższej izby w ciągu ostatnich piętnastu lat, Kongres wypłacił co najmniej 15 milionów dolarów ofiarom molestowania seksualnego. Dopuszczać się go mieli członkowie obu Izb, a ofiarami byli pracownicy, bądź pracownice.
W zamian za pieniądze ofiary musiały zrzekać się dalszego dochodzenia swych praw i zobowiązywały do zachowania poufności. Prowadzący program w stacji Chuck Todd dopytywał się kongresmenki, czy to oznacza, że za molestowanie płacą amerykańscy podatnicy. Speir potwierdziła.
Jak się okazuje Kongres nie musi jednak nawet informować o tym opinii publicznej. Specjalne przepisy chronią jego wizerunek. Na podstawie tych samych przepisów zawiera się ugody z poszkodowanymi i zmusza do zachowania milczenia.
Speir zeznając wcześniej przed Komisją Administracyjną Izby Reprezentantów powiedziała, iż w obecnej kadencji jest co najmniej dwóch członków Kongresu, którzy dopuścili się ataków seksualnych – jeden Demokrata i jeden Republikanin. Nazwisk jednak jak na razie nie ujawniono.
Według gospodarza programu Chucka Todda wiedza o seksualnych ekscesach na Kapitolu jest w Waszyngtonie powszechna. Od lat za pomocą pieniędzy wszystko się tuszuje.
Dla pracownic Kongresu, które chcą uniknąć napastowania szefowie administracji mają złote rady. Np, żeby nie wsiadały z kongresmenami do windy i nie pozostawały z nimi sam na sam w pomieszczeniach.