
Mateusz Kijowski, były lider KOD-u, wielki „obrońca demokracji”, teraz jeszcze zasłynął jako ”stypendysta wolności”. Ten wzruszający przydomek jest wynikiem zbiórki pieniędzy na jego utrzymanie przez jego wiernych, którzy w obawie, że opuści Polskę, nie poskąpili grosza i zebrali 32 tys. zł krzycząc przy tym „Stypendium Wolności – Mateusz, zostań w Polsce!”.
Kijowski to dla wielu bardzo ciekawe studium psychologiczne, jego zachowanie trudno ocenić w sposób jednoznaczny. Z jednej strony widzimy dojrzałego faceta, zdrowego, który jako były lider porywał tłumy do walki o wolność i demokrację, z drugiej zaś strony jawi się jako człowiek, który łatwo wyciąga ręce, dodajmy zdrowe, po pieniądze do cudzej kieszeni bez żadnego zażenowania i wstydu, mówiąc przy okazji, że „Jestem jak ksiądz, którego utrzymują wierni”.
Mało tego, wylicza jeszcze publicznie, że aby żyć godnie musi zarabiać ok. 8 tys. zł miesięcznie! Potem zaczyna straszyć swoich wyznawców, że jeśli go nie wspomogą, to opuści Polskę w poszukiwaniu chleba. Ci zdesperowani szybko organizują zbiórkę i fundują Kijowskiemu niemałą kasę, bo 32 tys. zł radośnie krzycząc „Stypendium Wolności – Mateusz, zostań w Polsce!”.
Ten w podzięce kręci z organizatorką zbiórki, Elżbietą Pawłowicz-Opara „wzruszający” filmik, na którym dziękuję ofiarodawcom za pieniądze mówiąc: „– Będziemy mogli bez stresów przeżyć święta”.
Na filmik szybko odpowiedział jeden z Internautów, a mianowicie sam Leszek Miller, który prześmiewczo zapytał na Twitterze lidera KOD-u „A co z Sylwestrem?”.
I patrząc na postać Kijowskiego, nie wiadomo czy śmiać się czy płakać? Czy uważać go za syna marnotrawnego, który pobłądził w swej egzystencji i oczekiwać z nadzieją, że wróci po rozum do głowy i skruszony po powrocie do domu ojca swego, co w jego przypadku oznacza tylko jedno, że weźmie się do uczciwej pracy, czy upatrywać w nim wyrachowanego manipulatora, który wiedzie życie wyłącznie na koszt drugiego?
Tym bardziej, że facet przeznacza swój czas na chodzenia po mediach i użalanie się, zamiast zabrać się za jakąkolwiek pracę. Czyż to nie brzmi karykaturalnie, i nie jest parodią samego siebie?
Czytaj także: HIT! Te zdjęcia podbijają sieć. Zobacz jak wygląda pani Eleonora nazwana „aniołkiem Kaczyńskiego” [GALERIA]
Właśnie tak, karykaturalnie, wypadł Mateusz Kijowski chociażby w rozmowie, którą zamieścił portal Wirtualna Polska.
Czytamy tam, że „Wszystko co mówi, jak argumentuje i po jakie chwyty retoryczne sięga, przypomina syndrom wyparcia. Trzeba przyznać, że Kijowski jest przy tym sprytny, ponieważ (choć tanimi metodami), potrafi jednak budować wizerunek człowieka, który chciał dobrze, ale źli ludzie wepchnęli go w tryby historii” – pisze dziennikarz Marcin Makowski.
Jest wręcz czymś niesamowitym, że facet słynący z uchylania się od spłaty alimentów i wystawiania lewych faktur, zaczyna rozmowę od naszkicowania siebie w roli przykładnego ojca, który dba o zaplecze materialne dzieci.
– Ze zrzutki zostały spłacone najpoważniejsze zaległości. Nie musimy się zastanawiać z czego zapłacić rachunek sprzed pół roku albo za co kupić dziecku farby do szkoły, żeby nie dostawało kolejnych minusów za nieprzygotowanie – opowiada opozycjonista.
To co mówi Kijowski może wprawić w osłupienie, bo grając rolę przykładnego ojca, zapomina, że swoje długi spłaca cudzą forsą, żerując dosłownie na ludzkiej naiwności.
– Jak ludzie, którzy się wręcz medialnie promują przy okazji wspaniałej akcji jaką jest „Szlachetna Paczka”, a później mówią, że korzystanie z czyjejś pomocy to wstyd – broni się Kijowski.
Broni się, ale Kijowski to przecież nie człowiek, którego ślepy los skazał na biedę, a do tego przecież mieszka w domku jednorodzinnym pod Warszawą, jeździ motocyklem, chwali się nowym iPhon’em i laptopem, zakupionymi jeszcze z pieniędzy w KOD. I jak twierdzi, nic nie kazali mu oddawać.
Porównywanie się byłego lidera KOD-u do biedy, jaką znosi tysiące ludzi w Polsce, jak widać jest wysoce nie na miejscu. Sytuacja wielu z nich, to efekt często niepełnosprawności lub ciężkich przypadków losowych, a nie wynik nieróbstwa i zwykłej manipulacji naiwnych bądź źle poinformowanych osób.
Czytaj także: Putina popierają nawet zmarli. Potwierdziły to służby prasowe portalu społecznościowego
I jak pisze dziennikarz Marcin Makowski „Nie umiem współczuć Mateuszowi Kijowskiemu, bo wiem jak potrafi kłamać, i że wcześniej starał się zorganizować pokątnie podobne akcje, polegające na spłacie swojego zadłużenia komorniczego. Jednocześnie twierdząc w mediach, że nic takiego nie mam miejsca”
– „Całą sprawę opisałem zresztą w moim śledztwie dziennikarskim z lutego tego roku. Polecam państwu odświeżyć sobie pamięć i przypomnieć o ”akcji darowizna”, którą były lider KOD-u aprobował, a która w dużym skrócie miała za zadanie ominąć kontrole skarbowe i po cichu wspomóc jego budżet” – dodaje dziennikarz.
Trudno się nie zgodzić z Makowskim, że o biedzie mówi facet, który przed kamerami powiedział: „Nie chodzi o to, żebym oczekiwał ogromnego wynagrodzenia. Ale żeby móc spłacać długi musiałbym zarabiać ponad 8 tys. brutto”.
Można podsumować Kijowskiego, że jawi się Polakom niczym Ferdynand Kiepski, czyli przysłowiowy Ferdek, który ma wiele wymagań, ale pracą się brzydzi, i wciąż powtarza, że nie ma pracy dla ludzi z jego wykształceniem. Co do ofiarodawców na „stypendium wolności” można im tylko ze współczuciem przytoczyć anegdotkę:
„Dobrze jest jak lew przewodzi stadzie baranów, ale nie ma nic gorszego jak baran przewodzi stadzie lwów”.
Barcza: wolnosc24.pl, wp.pl