Korwin-Mikke: Nieznana historia bliskiego nam narodu. Łotysze i pewna dyktatura

REKLAMA

Niedawno minęło 75 lat od śmierci śp. Karola Augusta Wilhelma Ulmanisa – zmarł na dezyterię w sowieckim obozie w Krasnowodzku. Przed tym pracował, jako łagiernik, w kołchozie w Stawropolu (był z zawodu agronomem) – jednak z powodu zbliżania się wojsk niemieckich ewakuowano łagierników do Turkmenistanu, gdzie warunki higieniczne były znacznie gorsze niż sowiecka przeciętność – i taki był skutek.

Ponieważ większość Państwa zapewne nie wie, kim jeszcze był śp. Ulmanis, spieszę wyjaśnić, że był wielokrotnym premierem, dyktatorem, a także prezydentem Republiki Łotewskiej. Co ciekawe: choć pochodził z zamożnej rodziny chłopskiej, wziął udział w rewolucji 1905 roku, po czym emigrował do Szwajcarii, do USA, skąd wrócił w 1913 roku – i został jednym z twórców Republiki Łotewskiej.
Tak nawiasem: Łotysze są klasycznym przykładem narodu, który nigdy nie był niepodległy; nigdy nie istniało państwo „łotewskie”, Inflanty jako całość składały się z Liwonii, Łatgalii i Kurlandii, w której wyróżnia się Semigalia. Kraje te posługiwały się podobnymi językami, ale były albo we władaniu Zakonu Kawalerów Mieczowych, a to Szwecji, a to częściowo pod władaniem Litwy, częściowo Polski, częściowo jako lenno wspólne, a to Rosji… W dawnych Inflantach Polskich nadal istnieje polska mniejszość.

REKLAMA

Przy okazji: Wielki Mistrz Zakonu nabył w Gambii wysepkę plus kawałek terenu na wybrzeżu, a także pół wyspy Tobago na Karaibach – i składając hołd lenny Polsce, ukrył ten fakt, mając zamiar te kolonie przehandlować (ówczesny fort na tej wyspie nadal istnieje, nawet armaty stoją na swoich miejscach!!).

W okresie gdy nad całą Europę nadeszła Zima Ludów (początek w różnych krajach to lata 1924-1935), również Ulmanis dostosował się do panującej mody. W nocy 17 marca 1934 roku wraz z gen. Janem Balodisem dokonał zamachu stanu, ale – w odróżnieniu od Piłsudskiego, który zachował fasadowy Sejm i Senat – 15/16 maja Sejm rozwiązał, partie polityczne (włącznie z własną) też rozwiązał i rządził całkowicie autorytarnie. Co najciekawsze, nie napotkał żadnego oporu – raptem 3 tys. socjaldemokratów, garść komunistów i 800 narodowych socjalistów pozamykał na jakiś czas
Piszę to oczywiście pod kątem porównania do tego, co może zrobić WCzc. Jarosław Kaczyński do spółki z JE Antonim Macierewiczem. Co ciekawe: podobnie jak PiS, Ulmanis trafił na okres dobrej koniunktury gospodarczej – co spowodowało, że Jego rządy były zdecydowanie popierane przez ludność

Trzeba tu dodać, że autokratyczne rządy Ulmanisa (podobnie jak adm. Mikołaja Horthy’ego na Węgrzech) były absolutnie pozbawione cech terroru; ekstremiści spod znaku Sierpa i Młota, Krzyża Perkuna itp. byli lokowani w więzieniach – Gustaw Celmiņš, przywódca faszystów, na trzy lata (co oczywiście nie przeszkadza Lewicy nazywać Ulmanisa „faszystą”). Pewien problem polega na tym, że wprawdzie głośno wrzeszczał o „łotyszyzacji” Łotwy (za dużo wpływów niemieckich, żydowskich, polskich, sowieckich i litewskich…) – ale nikomu krzywdy nie robił, a Żydzi uciekający w okresie Wielkiej Czystki z Sowietów znajdowali na Łotwie schronienie. Co zresztą źle się potem skończyło, bo byli to przecież bolszewicy…

Gdy w wyniku podpisania tajnego protokołu do układu Ribbentrop-Mołotow Kreml zażądał sowietyzacji Łotwy, Ulmanis wezwał do niestawiania oporu. Gdy Sowieci urządzili wybory, grzecznie ustąpił ze stanowiska i poprosił tylko o zgodę na wyjazd do Szwajcarii. Sowieci obeszli się z Nim wedle swoich pojęć łagodnie – niestety, skończyło się tak, jak się skończyło. Nie miał żony, nie pozostawił po sobie dzieci – pozostawił po sobie raczej dobrą pamięć. A teraz porównanie z sytuacją Jarosława Kaczyńskiego.

Ulmanis miał za sobą wiele lat działania na rzecz Łotwy, wielokrotnie był wybierany premierem – acz Jego partia, Związek Rolników Łotewskich, w 1931 roku miała już tylko 12% poparcia i zjeżdżała w dół. Opierał się więc na prawdziwej legendzie – podczas gdy Jarosław Kaczyński opiera się na legendzie całkowicie fałszywej: władzę otrzymał na mocy układu Okrągłego Stołu, zresztą nie odgrywał żadnej roli w „Solidarności”, przebił się do władzy później dzięki znakomitym umiejętnościom manipulatorskim. Do dziś pamiętam, jak doprowadził do mianowania swojego brata na stanowisko prezesa NiK – choć wydawałoby się, że może liczyć tylko na jakieś 130-150 głosów w Sejmie.

Ulmanis opierał się więc na swoim autorytecie. Jarosław Kaczyński jest autorytetem tylko w swojej partii. Przy wychyleniu się z tego kokonu napotyka na mur wrogości i nieufności – czego nie doznawał Ulmanis. Dlatego Kaczyński, gdyby zdecydował się na zamach stanu, nie mógłby wprowadzić rządów autorytarnych, lecz co najwyżej cezaryzm, oparty na popularności w sporej części społeczeństwa. Społeczeństwa przekupionego rozmaitymi „500 plus”, „mieszkaniami plus”, „emeryturami plus” itp.

Co oznacza, że Jego dyktatura byłby bardzo nietrwała: musiałby uciec się do monopolizacji stacyj telewizyjnych i zapewne użycia siły. Z tego, co napisałem, nie wynika, że jestem przekonany, iż Jarosław Kaczyński istotnie spróbuje zamachu stanu (co bardzo by Mu ułatwiło wprowadzenie pożądanych przezeń zmian). Chciałem tylko podkreślić podobieństwa i różnice – a przede wszystkim zwrócić uwagę na niemal nieznaną w Polsce historię bliskiego nam przecież narodu.

REKLAMA