Wielomski: Istota sporu PiS z PO. Czym w rzeczywistości różnią się te partie

sondaż sejm PiS
Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki. / fot. PAP/Jakub Kamiński
REKLAMA

Kto jest strategicznym sojusznikiem Polski? Przez 25 ostatnich lat na pytanie to odpowiadano, że takim strategicznym sojusznikiem polityczno-militarnym w skali światowej są USA, a polityczno-ekonomicznym na kontynencie europejskim – RFN.

Doktryna powyższa oparta była na przekonaniu o konieczności i możliwości utrzymywania ścisłego sojuszu z Waszyngtonem i Berlinem równocześnie. Milcząco zakładano, że obydwa ośrodki mają w polityce światowej wspólne cele, a więc realizacja obydwu wektorów równocześnie nigdy nie wywoła wewnętrznego spięcia. Uważano, że Niemcy w Europie robią to, czego oczekują od nich Amerykanie. Przez wiele lat w polityce światowej Waszyngton i Berlin ściśle ze sobą współpracowały i gdyby Hillary Clinton wygrała wybory prezydenckie (2016), to zapewne układ ten istniałby nadal.

REKLAMA

Jednakże wraz z nadejściem rządów Donalda Trumpa sojusz Waszyngton-Berlin przeżywa głęboki kryzys z racji sprzecznych interesów ekonomicznych (szczególnie chodzi o eksport niemieckich samochodów do USA), które aż do tej pory strona amerykańska minimalizowała z powodu olbrzymich korzyści politycznych związanych ze wzajemną współpracą. Niedawne odrzucenie przez Trumpa traktatu o wolnym handlu światowym (TPP w 2017 r.) i obostrzenia celne przeciwko Meksykowi, gdzie niemieckie firmy produkują samochody, oznaczają nadwerężenie lub nawet zerwanie tego sojuszu z powodu amerykańskiego nacjonalizmu gospodarczego (America First!).

Odzwierciedleniem tego pęknięcia w geopolityce światowej jest polityczne pęknięcie w Polsce. Stoję na stanowisku, że nie sposób zrozumieć naszych sporów politycznych bez kontekstu światowego. Wraz z konfliktem niemiecko-amerykańskim załamała się, licząca już ponad 25 lat, doktryna całego obozu solidarnościowego, że receptą na bezpieczeństwo i dobrobyt Polski w XXI wieku jest zasada podwójnej wasalizacji:

1) wobec Berlina – w zakresie ekonomicznym jako takim (wykupienie przez niemiecki kapitał większości wartościowych zakładów i przekształcenie naszej gospodarki w podwykonawcę dla gospodarki niemieckiej) oraz politycznym w sprawach wewnątrzeuropejskich;

2) wobec Waszyngtonu – we wszystkich kwestiach natury militarnej, a także w tych kwestiach politycznych, które mają charakter globalny (np. amerykańskie interwencje militarne w Iraku, a priori popierane przez kolejne polskie rządy).

Wraz z nadejściem Donalda Trumpa trudno być Polsce równocześnie w niemieckiej Mitteleuropie i w amerykańskim Trójmorzu, gdyż są to dwa projekty konkurencyjne i wzajemnie wykluczające się. Punktem spornym Berlina i Waszyngtonu jest panowanie nad Europą Wschodnią i Bałkanami. Spór Waszyngtonu z Berlinem wiąże się z problemem, kto będzie beneficjantem amerykańskiego sukcesu w zimnej wojnie. Co oczywiste, Stany Zjednoczone chcą konsumować owoce swojego zwycięstwa, podczas gdy Niemcy próbują podporządkować sobie ziemie pomiędzy Odrą a Morzem Czarnym, aby uczynić z nich wielką przestrzeń stanowiącą zaplecze dla dynamicznego rozwoju własnej gospodarki.

Skutkiem opisanego powyżej tąpnięcia w stosunkach międzynarodowych było radykalne rozszpaltowanie polskiej sceny politycznej. Oto na wcześniejsze podziały personalne i grupowe w obozie postsolidarnościowym, związane ze sprzecznymi interesami poszczególnych polityków i popierających ich działaczy partyjnych w dążeniu do podziału stanowisk i dostępnych zasobów, nałożyły się odmienne spojrzenia na sprawy międzynarodowe. Różne polskie ośrodki polityczne w sposób odmienny widziały możliwości zapewnienia bezpieczeństwa Polski, poprzez wasalizację w stosunku do odmiennych partnerów zagranicznych:

1) Prawo i Sprawiedliwość. To partia silnie uwikłana w tradycję romantyczną, insurekcyjną i piłsudczykowską, głoszącą, że największe zagrożenie Polski pochodzi ze strony Rosji i ma ono charakter stricte militarny. Nic przeto dziwnego, że za cel podstawowy naszego kraju politycy PiS uznają sojusz z największym mocarstwem militarnym świata, czyli ze Stanami Zjednoczonymi. Tamże też lokowane są nadzieje na zapewnienie naszemu krajowi bezpieczeństwa energetycznego, czego skutkiem jest – ekonomicznie zdaje się dość wątpliwa, ale już podpisana – umowa z Amerykanami o dostarczanie Polsce gazu ziemnego (prawdopodobnie w cenie wyższej niż gaz rosyjski). Opowiadając się za strategicznym sojuszem z Waszyngtonem, rząd Beaty Szydło (2015-2017) mógł sobie pozwolić na publiczne dystansowanie się od hegemonistycznych planów Berlina na kontynencie.

2) Obóz liberalny. Wchodzące w jego skład Platforma Obywatelska i Nowoczesna genetycznie wywodzą się ze środowiska Unii Demokratycznej/Unii Wolności, gdzie fobie antyrosyjskie nie były aż tak silne jak w PiS. Środowiska te przez długi czas nie przyjmowały do wiadomości możliwości zaistnienia sprzeczności pomiędzy Niemcami a Stanami Zjednoczonymi, błędnie wierząc, że można równocześnie wiązać ekonomicznie i politycznie los Polski z Niemcami, a militarnie ze Stanami Zjednoczonymi. Dopiero koincydencja dojścia do władzy w Waszyngtonie Trumpa, a w Warszawie proamerykańskiego PiS zmusiła je do podjęcia jednoznacznego wyboru na rzecz Berlina. Wybór ten wiązał się także ze wsparciem, jakie liberalna opozycja otrzymuje z Niemiec i z Unii Europejskiej w walce politycznej w Polsce przeciwko rządowi PiS, oskarżanemu o łamanie demokracji.

Spór polityczny między PiS a obozem definiującym się jako liberalny jest ostry z powodów samoistnych i chodzi w nim o wpływy w państwie i związany z tym system beneficjów. Jednak jego intensywność jest nie do zrozumienia bez aspektu międzynarodowego. Walka Berlina i Waszyngtonu o panowanie w Warszawie to de facto walka o panowanie nad Europą Wschodnią. Nie mamy dostępu do kulis polityki, ale zapewne obydwa ościenne mocarstwa angażują w nią znaczące środki – od ekonomicznych, przez polityczne, aż po wywiadowcze. W filmie „Ubu król” jest taka scena, gdy manifestanci stoją z wielkim napisem „Zagraniczne mocarstwa gwarancją naszej niepodległości”.

REKLAMA