Wdowa po Kiszczaku może spać spokojnie. Jej PiS pieniędzy nie zabierze

Maria Teresa Kiszczak fot. PAP
REKLAMA

Jak oznajmił niedawno wiceszef MSWiA Jarosław Zieliński, budżet zaoszczędzi na cięciach esbeckich emerytur nawet 228 mln zł rocznie. Są jednak tacy, którzy o utratę pieniędzy martwić się nie muszą.

Warszawskie sądy są już bliskie paraliżu po lawinie odwołań od decyzji obniżających emerytury byłym funkcjonariuszkom, którzy mieli za sobą 20 lat służby w policji, ale np. z powodu roku pracy w MSW przed 1990 r. stracili przywileje emerytalne. Resort sprawiedliwości chce nawet z tego powodu zatrudnić dodatkowych 30 sędziów i 70 urzędników, co w ciągu 10 lat będzie kosztowało niemal 90 mln zł.

REKLAMA

Tymczasem, jak donosi dziennik „Fakt”, naprawdę zasłużeni dla PRL funkcjonariusze i ich rodziny nie muszą się martwić o swój byt. Jako przykład gazeta podaje Marię Teresę Kiszczak, wdowę po zmarłym w 2015 roku generale Czesławie Kiszczaku, wieloletnim szefie MSW, peerelowskich służb i współautorze stanu wojennego.

Pani Kiszczak pobiera co miesiąc po zmarłym mężu 7500 złotych świadczeń. Jak pisze „Fakt” dzieje się tak m.in. dlatego, że generał Kiszczak tuż przed pierwszymi cięciami esbeckich świadczeń (jeszcze za czasów rządów PO-PSL) nieoczekiwanie zrezygnował z wysokiej emerytury generalskiej na rzecz wojskowej renty inwalidzkiej.

Jak się okazuje, ta jest naliczana inaczej niż emerytura czy renta mundurowa. „Pani Kiszczak może z satysfakcją oznajmiać w „Rzeczpospolitej”, że jej w Polsce pod rządami PiS żyje jej się normalnie” – puentuje swój tekst gazeta.

Czytaj też: Unia Europejska też ma swój ZUS. On również zbankrutuje. Na emerytury europosłów ściągną z podatników kolejny haracz

REKLAMA