Wybory w Rosji: można wygrać iPhona albo hulajnogę. „Władze zrobią wszystko, żeby frekwencja była wysoka”

REKLAMA

Kreml zainwestował w kampanię promocyjną tegorocznych wyborów i to z wielkim rozmachem. Władzom zależy na wysokiej frenkwencji. Dlatego zachęca Rosjan do udziału na każdy możliwy sposób. Hasła wzywające do głosowania widnieją na tysiącach billboardów, kartonach z mlekiem, bankomatach a nawet w rozsyłanych masowo smsach. Co więcej za sam udział przewidywane są atrakcyjne nagrody.

Według dokumentów, w których posiadanie weszła stacja RBK, organizowanie takich przedsięwzięć jak np. konkurs fotograficzny mają zapewnić w dniu wyborów właściwą, niemal świąteczną atmosferę. Ponadto, termin wyborów celowo przeniesiono tak, by przypadły one na rocznicę aneksji Krymu przez Rosję. Ma to sprzyjać nastrojom patriotycznym.

REKLAMA

Władzy zależy na wysokiej frekwencji do tego stopnia, iż sowicie wynagradza 'wykonanie obywatelskiego obowiązku’ poprzez samą już obecność przy urnie takimi podarunkami jak smartfony, iPady, iPhony, rowery, hulajnogi itp.

Mówi się także o mniej przyjaznych formach nacisku na społeczeństwo. Studenci w całej Rosji donoszą, że grożono im wyrzuceniem z akademików, w przypadku jeśli odmówią wzięcia udziału w głosowaniu.

To nie jest temat do dyskusji, wszyscy idziemy głosować. Jeśli nie pójdziecie, zaciągnę was za kark  – mówi na nagraniu do studentów jeden z wykładowców uniwersytetu w Ułan Ude na wschodzie Syberii. Uczniowie nagrali jego słowa a następnie opublikowali video w sieci.

Presji poddawani są również sami nauczyciele.

„Nasza szefowa powiedziała, że frekwencja wyborcza wśród pracowników przedszkola ma wynieść 100 procent. Kiedy zapytałam ją, co się stanie, jeśli nie zagłosuję, zaczęła krzyczeć, że to nasz obowiązek, a ci, którzy nie pójdą głosować, stracą premie” – napisała Marina, nauczycielka w jednej z moskiewskich szkół.

Wśród grup poddawanych agresywnym naciskom ze strony władz państwowych znaleźli się także pracownicy moskiewskiego metra, którzy twierdzą, że grożono im obcięciem premii i zwolnieniami, jeśli nie zagłosują. Potwierdzenie ich słów znaleźć można także w treści dokumentów, które wyciekły z moskiewskiego ratusza.

Jednak nawet zdeklarowani zwolennicy Władimira Putina przyznają, że kampanii daleko było do pompatycznej, a wywołanie w wyborcach entuzjazmu do głosowania nie należy do najłatwiejszych.

„Jest zainteresowanie, ludzie wiedzą, kto kandyduje. Ale ponieważ każdy z góry wie, kto wygra, te wybory mają raczej charakter referendum czy plebiscytu” – mówi Aleksiej Czesnakow, konsultant polityczny i były członek kremlowskiej administracji.

Choć nie ma wątpliwości kto zostanie zwycięzcą tych wyborów, popularność Putina topnieje. Potwierdzają to także sondaże proklemlowskiego państwowego Ogólnorosyjskiego Centrum Badania Opinii Publicznej. Jeszcze w styczniu 69,7 procent mieszkańców dwóch największych miast Rosji zamierzało zagłosować na Putina; w lutym – już tylko 57,2 procent.

Czytaj też: Masa o mordercach Jaroszewiczów. „To Pruszków rozwalił grupę karateków. Przewierciliśmy im kolana”

Zobacz też: Szokujące nagranie. Thomas Morgenstern szykuje się do skoku w zupełnej ciemności. Niesamowity fluoroscencyjny kombinezon w locie [VIDEO]

REKLAMA