Erdogan: „To była masakra!” Palestyńczycy atakują, Izrael odpowiada ogniem. ONZ domaga się śledztwa

Izraelscy żołnierze strzelają m.in. pociskami gazowymi. Foto: PAP/EPA
Izraelscy żołnierze strzelają m.in. pociskami gazowymi. Foto: PAP/EPA
REKLAMA

Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan ostro potępił interwencję izraelskiej armii na granicy ze Strefą Gazy, w wyniku której zginęło co najmniej 15 Palestyńczyków. „To była masakra” – stwierdził w sobotę Erdogan, przemawiając w Stambule do swych zwolenników.

Erdogan powiedział, że rząd Turcji nigdy nie przestanie piętnować „izraelskiego terroru” i wspierać swych „palestyńskich braci”.

REKLAMA

Władze Izraela od dawna zarzucają Ankarze wspieranie rządzącego w Strefie Gazy radykalnego ugrupowania Hamas.

W piątek co najmniej 15 Palestyńczyków zostało zabitych w trakcie interwencji sił izraelskich przeciwko demonstrantom na granicy Izraela ze Strefą Gazy.

Palestyński prezydent Mahmud Abbas oświadczył, że za akty przemocy odpowiedzialny jest Izrael. Natomiast izraelski premier Benjamin Netanjahu zadeklarował, że Izrael bronił swej suwerenności i swych obywateli.

„Mur między Izraelem a Strefą Gazy oddziela suwerenne państwo od organizacji terrorystycznej” – oświadczyło w sobotę ministerstwo spraw zagranicznych Izraela.

Według agencji Associated Press był to najkrwawszy dzień w Strefie Gazy od czasu wojny Izraela z Hamasem w 2014 roku.

Demonstranci zebrali się w piątek w pięciu miejscach wzdłuż 65-kilometrowej granicy z Izraelem. Armia izraelska użyła gazu łzawiącego, gumowych pocisków i ostrej amunicji. Według sił izraelskich Palestyńczycy rzucali kamieniami i toczyli płonące opony w stronę żołnierzy izraelskich po drugiej stronie granicy.

Władze Izraela wielokrotnie przestrzegały Palestyńczyków przed zbliżaniem się do granicy. Izraelska armia zazwyczaj ostrzeliwuje ludzi, którzy zbliżają się do muru na granicy z Gazą, ponieważ podejrzewa, że jest to próba podłożenia ładunków wybuchowych.

Izraelska armia ujawniła nagrania, na których widać jak pod osłoną nocy dwaj mężczyźni podkradli się do płotu granicznego z Izraelem i oddali serię strzałów do pobliskiego posterunku granicznego izraelskich żołnierzy.

W związku z wydarzeniami sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres wezwał do przeprowadzenia niezależnego i transparentnego śledztwa.

Protesty na granicy z Izraelem mają potrwać do 15 maja. Hamas twierdzi, że mają one zwrócić uwagę właśnie na los setek tysięcy mieszkańców Strefy Gazy, których rodziny uciekły lub zostały wysiedlone ze swoich domów na terenach zajętych przez Izrael podczas tzw. pierwszej wojny izraelsko-arabskiej, która wybuchła w 1948 roku po proklamacji niepodległości państwa żydowskiego.

Demonstranci domagają się prawa powrotu na utracone ziemie dla potomków wysiedlonych Palestyńczyków. Izrael kategorycznie wyklucza powrót palestyńskich uchodźców na większą skalę, argumentując, że zniszczyłoby to żydowski charakter kraju.

Szacuje się, że w piątkowym proteście uczestniczyło około 30 tysięcy osób. Do przeprowadzenia niezależnego i transparentnego śledztwa w sprawie starć do jakich doszło między Palestyńczykami a armią Izraela wezwał już Sekretarz Generalny ONZ, António Guterres.

„Wielki Marsz Powrotu” zorganizowało rządzące w Strefie Gazy radykalne ugrupowanie Hamas. Demonstranci skupili się w pięciu lokacjach wzdłuż 65-kilometrowej granicy. Informacje na temat ilości ofiar i rannych zostały udzielone przez palestyńskiego ministra zdrowia. Armia izraelska użyła gazu łzawiącego, gumowych pocisków oraz ostrej amunicji.

Izrael tłumaczy swoją decyzję o otwarciu ogniami działaniami „podżegaczy”. Według izraelskiej armii, Palestyńczycy mieli rzucać kamieniami i toczyć płonące opony w stronę żołnierzy po drugiej stronie granicy. Demonstranci mieli także strzelać w stronę żołnierzy. Władze Izraela przestrzegały Palestyńczyków przed zbliżaniem się do granicy. Armia oddaje ogień do ludzi, którzy zbliżają się do muru granicznego z Gazą w wyniku podejrzeń o próbę podłożenia ładunków wybuchowych. Protesty na granicy z Izraelem będą trwać do połowy maja.

Źródło: PAP/ reuters

REKLAMA