
Wiodący dziennik, specjalizujący się w odmienianiu słowa „demokracja” przez wszystkie przypadki, tropi przepływy prywatnych, jawnie i legalnie uzyskanych pieniędzy oraz nazywa je „wyprowadzaniem środków za granicę”. Lewicowa partia polityczna utrzymująca się z wielomilionowej subwencji na koszt podatnika, mimo że nie ma jej w Sejmie, składa zawiadomienie do prokuratury z powodu „podejrzanej działalności”, za dowody mając jedynie insynuacje, okraszając wszystko cytatami ze stalinowskiej propagandy.
Wojciech Kwilecki
Publicysta uchodzący za prawicowego określa, w jaki sposób prywatna fundacja powinna wydawać prywatne pieniądze i co jej wypada robić a co nie.
Młody minister z departamentu sprawiedliwości uważa, że osoby, którym państwo odebrało własność powinny się radować z faktu, iż służy ona społeczeństwu. Publicyści z lewa i z prawa zgodnie zauważają, że prawo własności nie powinno podlegać szczególnej ochronie a osoby pozbawione majątku nie mają prawa do odszkodowania „kosztem społeczeństwa”.
Koszmarny sen? Retrospekcja z dawnych czasów? Nowa dystopia w stylu Orwella? Niestety nie. To rzeczywistość Polski AD 2018 r. Gdzie popełniliśmy błąd i kto obudził te demony?
Na początku lat 90-tych słowem odmienianym przez wszystkie przypadki była „wolność”. Pragnęliśmy się bogacić, rozwijać, nie chcieliśmy gorsetu biurokracji, zgód, zezwoleń i koncesji. PRL kojarzył się ze skostniałym, wrogim państwem omnipotentnym, III RP miała być jego antytezą. Większa część społeczeństwa mówiła: dajcie nam wolność a reszta ułoży się sama.