PE przeciw Polsce. Odrzucono korzystne dla Polski stanowisko w sprawie przewoźników drogowych

Zdj. ilustracyjne PAP: Grzegorz Michałowski
Zdj. ilustracyjne PAP: Grzegorz Michałowski
REKLAMA

Parlament Europejski odrzucił korzystne dla Polski stanowisko komisji transportu PE w sprawie przewoźników drogowych. Zakładało ono, że przewoźnicy drogowi w transporcie międzynarodowym nie byliby objęci dyrektywą o pracownikach delegowanych.

4 czerwca komisja transportu europarlamentu opowiedziała się w głosowaniu za tym, aby przewoźnicy drogowi w transporcie międzynarodowym nie byli objęci dyrektywą o pracownikach delegowanych. Decyzja nie przesądzała o ostatecznym kształcie przepisów, ale była bardzo korzystna dla Polski. Polscy europosłowie z PiS i PO informowali wtedy, że wynik głosowania był wielkim sukcesem dla naszego kraju.

REKLAMA

Czytaj też: Krwawe wybory w Meksyku. Bandy i kartele zamordowały już ponad 100 kandydatów i lokalnych polityków

Polscy parlamentarzyści liczyli na to, że wynik głosowania w komisji transportu stanie się oficjalnym mandatem PE w negocjacjach z krajami członkowskimi dotyczącymi przepisów. Grupie socjaldemokratów w PE udało się jednak zebrać odpowiednią liczbę podpisów i złożyć wniosek, aby stanowisko komisji transportu nie było przyjęte automatycznie, lecz by zostało poddane pod głosowanie całej izby. Liczyli na to, że podczas sesji plenarnej zostanie odrzucone. Tak też się stało. W czwartkowym głosowaniu mandat poparło 263 europosłów, przeciw było 343, a 24 wstrzymało się od głosu. Mandat komisji transportu został więc odrzucony.

Europoseł Kosma Złotowski (PiS) powiedział, że jeśli miałby spełnić się negatywny scenariusz i stanowisko komisji transportu zostałoby odrzucone, to na kolejnej sesji plenarnej będzie głosowany projekt nowych przepisów autorstwa Komisji Europejskiej, który jest niekorzystny dla Polski. „Będziemy mogli oczywiście składać poprawki, ale do końca nie wiadomo, czy przejdzie korzystny dla Polski wynik” – powiedział w Strasburgu europoseł.

Złotowski po czwartkowym głosowaniu powiedział dziennikarzom, że to nie koniec walki o korzystnie dla Polski przepisy. „Najprostsza opcja to rozwiązanie, w którym wszystkie poprawki będą głosowane na sesji plenarnej” – zaznaczył. Jak dodał, w czwartkowym głosowaniu wzięło udział 630 europosłów, a PE ma 750 deputowanych. „Szacujemy, że ok. 40 zwolenników kompromisu nie brało udziału w głosowaniu. Zobaczymy, jak będzie w lipcu na następnej sesji” – powiedział.

Dodał, że nie można też wykluczyć rozwiązania, w którym na następnej sesji złożonych zostanie tyle poprawek, że sprawa będzie musiała wrócić do komisji transportu. „To proceduralne możliwości. Będziemy starli się je wykorzystać. Musimy wrócić do sprawy i być optymistami, tak, żeby udało się zgromadzić zwolenników stanowiska komisji transportu” – oświadczył.

Podkreślił, że negatywny wynik oznaczałby dla polskich firm transportowych wzrost kosztów, biurokracji, a co za tym idzie zmniejszenie konkurencyjności. „Dziś jesteśmy na tym rynku bardzo konkurencyjni. 30 proc. europejskiego rynku przewozów transportowych to polskie firmy. Jest o co walczyć” – podsumował.

W czwartkowym głosowaniu został też odrzucony element mandatu, który zakładał, że transport kabotażowy miałby zostać objęty zasadami delegowania od pierwszego dnia. W tym przypadku jest to korzystne dla Polski rozwiązanie, bo daje nadzieję na to, że w przyszłych głosowaniach ten elemen mandatu zostanie wyłączny z delegowania.

Transport drogowy to branża, w której polscy przewoźnicy w Europie radzą sobie bardzo dobrze. To ważna gałąź gospodarki, która tworzy w Polsce dziesiątki tysięcy miejsc pracy. Jest również istotna w wielu innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej.

W Brukseli powstał jednak pomysł, aby firmy te objąć przepisami dotyczącymi pracowników delegowanych. Oznaczałoby to, że po kilku dniach od przekroczenia granicy kierowca podlegałby prawu pracy państwa, w którym przebywa. Zwiększyłoby to koszty działalności polskich firm. Na takie rozwiązanie naciskają m.in. Francja i kraje Beneluxu.

Krytycy wskazują, że jest to przejaw protekcjonizmu gospodarczego krajów Zachodu, które chcą wypchnąć ze swoich rynków bardziej konkurencyjne firmy z Polski i innych krajów.

Przeczytaj też: Skandal w Australii. W ich armii byli pasjonaci III Rzeszy! Żołnierze paradowali do zdjęcia z nazistowską flagą w… Afganistanie

Nczas.com/ PAP

REKLAMA