
Posłowie domagają się zwiększenia floty limuzyn. Okazuje się, że parlamentarzystom nie wystarcza 75 samochodów. Politycy narzekają, że nie mają jak poruszać się po Warszawie.
To paraliżuje nasza pracę. Przyjeżdżam z terenu i nie mogę wyjechać na miasto samochodem, bo dyspozytor mówi, że ich nie ma. Jest ich za mało i należy je uzupełnić. Dość tych ograniczeń – grzmiał poseł Edward Siarka (55 l.) z PiS, przypomina „Fakt”.
Według polityka Sejm dał się „zepchnąć przez tabloidy do narożnika”. Jego zdaniem aktualny stan sejmowej floty wystarcza na obsługę dwóch tras: Sejm – lotnisko oraz Sejm – dworzec kolejowy.
Szefowa Kancelarii Sejmu Agnieszka Kaczmarska obiecała, że zwróci uwagę na postulaty posłów. Przyjrzymy się tej sytuacji. Problem w tym, że wszyscy posłowie przyjeżdżają i wyjeżdżają w podobnym czasie – stwierdziła Kaczmarska. Zaznaczyła też, że w zeszłym roku dokupiono sześć limuzyn. Stare zostały przekazane policji i fundacjom.
„Problem jest jednak szerszy. Posłowie mogliby przecież korzystać z taksówek. Tyle tylko, że aby rozliczyć taką podróż muszą pobrać rachunek. Paragon już nie wystarczy. Wielu parlamentarzystów o tym nie wiedziało i zdziwiło się, kiedy zderzyli się z wizją zwracania pieniędzy za przejazdy taksówkami po kontroli zarządzonej przez marszałka Marka Kuchcińskiego” – czytamy w „Fakcie”.
Nic dziwnego, że posłowie domagają się od podatników więcej luksusowych samochodów. Szkoda tylko, że nie potrafią wyjść poza sejmową posesję i skierować kroki na przystanek autobusowy i skorzystać z komunikacji miejskiej, tak jak robią to codziennie miliony Polaków.
Źródło: „Fakt”