Nowe mocarstwo staje się coraz silniejsze! Dzięki specjalnej taktyce zdobywają strategiczne morze. USA w odwrocie

Chiny USA mocarstwo
Zdjęcie ilustracyjne - Chińskie statki wojenne.
REKLAMA

Chiny stopniowo przejęły już kontrolę nad znaczną częścią Morza Południowochińskiego, a nastąpiło to dzięki krokom, które nie są wystarczająco poważne, aby sprowokowały reakcję Stanów Zjednoczonych – pisze poniedziałkowy „Financial Times”.

Brytyjski dziennik przypomina w artykule redakcyjnym, że podczas ubiegłotygodniowej wizyty w Pekinie ministra obrony USA Jamesa Mattisa chiński prezydent Xi Jingping oświadczył, iż „Chiny nie mogą stracić nawet jednego cala kluczowej drogi morskiej, przez którą co roku przepływają towary o wartości 5 bilionów dolarów.”

REKLAMA

Czytaj też: Raport NIK-u pogrąży PiS? Gigantyczny wzrost nagród za „dojnej zmiany”!

Było to – jak zauważa „FT” – jedynie powtórzeniem stanowiska prezydenta Xi. „Było to jednak stanowisko, które Pekin jeszcze dziesięć lat temu ostrożnie wypowiadał publicznie. Teraz chińscy przedstawiciele otwarcie twierdzą, że wielkie mocarstwa powinny kontrolować wody wokół siebie.”

„FT” twierdzi, że Morze Południowochińskie, do którego roszczenia zgłasza wiele państw regionu, wpisuje się na listę światowych punktów zapalnych, która obejmuje m.in. Ukrainę, Syrię i Półwysep Koreański. „Jest to kolejna arena, na której została obnażona słabnąca potęga USA i Pax Americana gwarantujący pokój i przyczyniający się do wzrostu dobrobytu w Azji” – czytamy w artykule.

„Stany Zjednoczone stoją teraz przed wyborem: zaakceptować pełzająca chińską hegemonię na swoim podwórku lub powstrzymać Pekin” – ocenia brytyjski dziennik.

Według „FT” niewiele można zrobić, aby odwrócić tendencje na Morzu Południowochińskim. „Konfrontacja wojskowa nie wchodzi w grę. Stany Zjednoczone nie powinny jednak rezygnować i akceptować chińskiej dominacji. Byłoby to milczącym zaproszeniem dla Pekinu do wysuwania innych, potencjalnie bardziej niebezpiecznych roszczeń terytorialnych w innych miejscach na świecie” – tłumaczy dziennik.

„Może to skłonić amerykańskich sojuszników, zaniepokojonych wzrostem znaczenia Chin, takich jak Japonia i Korea Południowa, do stwierdzenia, że Waszyngton nie będzie już bronił ich interesów i wzięcia sprawy w swoje ręce – zaostrzając niebezpieczny wyścig zbrojeń w regionie Azji i Pacyfiku” – ocenia „FT”.

Stosując „taktykę salami” – małych kroków, które pojedynczo były zbyt nieznaczne, by wzbudzić reakcję USA – zmieniły układ sił na tym kluczowym dla handlu międzynarodowego akwenie.

Stany Zjednoczone powinny zintensyfikować swoje działania w zakresie wolności żeglugi, wysyłając jednostki pływające na (sporną) drogę wodną i zachęcać do tego Francję i Wielką Brytanię. Trzeba ściślej współpracować z sojusznikami w regionie, takimi jak Filipiny, Korea Południowa i Japonia, a także w większym stopniu uspokajać ich i przyciągać nowych potencjalnych sojuszników, takich jak Wietnam” – tłumaczy „FT”.

„Upadek Pax Americana wraz ze wzrostem znaczenia Chin może być ostatecznie nieunikniony. Prezydent USA Donald Trump i jego najbliższe otoczenie nie powinni jednak starać się przyspieszać tego upadku.

Stany Zjednoczone zarzucają Chinom militaryzację spornego Morza Południowochińskiego, do którego prawa rości sobie kilka państw regionu. Chińczycy budują tam sztuczne wyspy i instalacje wojskowe, które zdaniem Waszyngtonu mogą posłużyć do ograniczenia swobody żeglugi na tym akwenie, kluczowym dla handlu międzynarodowego.

Czytaj też: Sławomir Nitras pozwał Sejm. Poseł PO domaga się odszkodowania

(PAP)

REKLAMA