Marzenia amerykańskich konserwatystów się spełniają. Takiego procesu nie przełknęliby polscy sędziowie

Zdjęcie ilustracyjne. / fot. whitehouse.gov
REKLAMA

Marzenia amerykańskich konserwatystów się spełniają. Sąd Najwyższy ma szansę być bardziej normalny. 81-letni sędzia Anthony Kennedy właśnie ogłosił, że odchodzi. Prezydent Trump wybierze jego następcę.

Anthony Kennedy był jednym z najbardziej wpływowych ludzi na świecie. Przez długi czas to właściwie on decydował, czy dziewięcioosobowy sąd będzie w sprawach światopoglądowych głosował po stronie tzw. postępowców, czy konserwatystów (czy bardziej precyzyjnie: konstytucjonalistów). Głos tej jednej osoby, nominowanej na swoje stanowisko przez prezydenta Reagana na całe życie, przesądzał o sprawach życia i śmierci. To on zdecydował o potwierdzeniu tzw. prawa do aborcji w orzeczeniu w sprawie Planned Parenthood vs. Casey (1992 r.), ustalonego wcześniej w Roe vs. Wade (1973 r.). Kennedy, który mógł być opisany przez feministki jako wróg, bo jest „białym mężczyzną”, napisał również przełomową decyzję legalizującą tzw. małżeństwa jednopłciowe w całych Stanach Zjednoczonych (sprawa Obergefell vs. Hodges w 2015 r.) w sytuacji, gdy wiele stanów wprowadziło zakazy. Nie wiedzieć czemu, postępowcy (łącznie z feministkami), jako zwolennicy parytetów w polityce i biznesie, nie popierają idealnego i naturalnego parytetu w małżeństwie: 50% kobiety i 50% mężczyzny.

REKLAMA

Spuścizna Kennedy’ego
Wykształcony na renomowanych uczelniach Stanford i Harvard, Kennedy nie błyszczał mądrością. Jego kolega z sądowej ławy, zmarły kilka lat temu Antonin Scalia, wyśmiewał jego głupio-mądre sformułowania. Kennedy nie był człowiekiem roztropnym. Dla przykładu: na jego decyzję w kwestii „małżeństw” dla homoseksualistów mogła mieć wpływ jego znajomość z homoseksualistą Gordonem Schaberem, wpływowym prawnikiem z Sacramento, który sprowadził Kennedy’ego do swojej szkoły prawniczej. Tam przyszły sędzia najwyższy pracował, doradzając Reaganowi, ówczesnemu gubernatorowi Kalifornii. Jak pisze „Time”, Kennedy wyraził swój podziw wobec Schabera podczas jego pogrzebu. Wygląda na to, że wpływ na jego poparcie dla tzw. małżeństw homoseksualnych mogła mieć po prostu jego prywatna znajomość z osobą, której dużo zawdzięczał.

Kolejni do wymiany
Za każdym razem – czy to popierając zabijanie dzieci nienarodzonych, czy wprowadzając do prawodawstwa zupełnie nowy twór „małżeństwa” homoseksualnego – Sąd Najwyższy głosował za w stosunku 5: 4. W ten sposób zawarł „przymierze ze śmiercią i pakt z diabłem” (Covenant with Death, Agreement with Hell) – jak to można określić, parafrazując słowa Williama Lloyda Garrisona, amerykańskiego abolicjonisty i dziennikarza z XIX wieku, który w ten sposób określił konstytucję własnego kraju uznającą Murzynów jako ludzi tylko w 60 procentach. Teraz Sąd Najwyższy ma szansę takie przymierze zerwać. 31 lipca Kennedy odchodzi. Ja płakać po nim nie będę, choć szczerze mówiąc, liczyłam na to, że pierwsza odejdzie najstarsza osoba, obecnie 85-letnia Ruth Bader Ginsburg, która przed wyborem Trumpa obiecała wyjechać do Kanady. Kto wie, może i ona w końcu obietnicy dotrzyma? Czekam również na przejście na emeryturę 79-letniego Stephena Breyera – kolejnego postępowca w todze, popierającego aborcję.

Sędziowie pro-life
Zanim Trump wygrał prezydenturę, konserwatyści i obrońcy życia wiedzieli, że następny prezydent będzie mógł nominować trzech, a nawet więcej sędziów Sądu Najwyższego. Trumpa czeka więc nowe wyzwanie, do którego już jest przygotowany. Podczas swojej kampanii Trump mówił, że orzeczenie Sądu Najwyższego legalizującę aborcję w całych Stanach Zjednoczonych (Roe vs. Wade) było złą decyzją, i obiecywał, że nominowani przez niego sędziowie będą pro-life. Sądząc po jego pierwszym wyborze, słowa dotrzymał. Nawet krytycy Trumpa do jego największych sukcesów zaliczyli Neila Gorsucha, wyselekcjonowanego po nagłej śmierci Antonina Scalii. Wybór 49-letniego Gorsucha wywołał falę optymizmu wśród religijnych i konserwatywnych Amerykanów.

Należący do Kościoła episkopalnego (Kościół anglikański) Gorsuch jest jedynym protestantem w Sądzie Najwyższym, który poza nim aktualnie składa się z czterech katolików (piątym, nominalnym był Kennedy) i trzech żydów. Gorsuch to przyjaciel dzieci nienarodzonych, zwolennik wolności religijnej, przeciwnik eutanazji i wspomaganego samobójstwa. Zanim został sędzią najwyższym, gdy pracował w sądzie apelacyjnym w Kolorado, nie zgodził się na narzucanie pracodawcom przymusu finansowania środków aborcyjnych, zawarte w Obamacare, stając po stronie chrześcijańskiej firmy Hobby Lobby. Poparł również decyzję stanu Utah, który na skutek ujawnionych filmów zrobionych ukrytą kamerą, obnażających handel zwłokami dzieci zabitych w aborcji, pozbawił Planned Parenthood publicznych funduszy.

Sąd proprezydencki?
Nominacja Gorsucha miała zapewnić prezydentowi pomyślność głosowań nad wdrażaną polityką i wygląda na to, że to się udało. Niedawno Sąd Najwyższy potwierdził zgodność z konstytucją prezydenckiego zakazu otrzymywania wiz przez obywateli kilku krajów. Druga nominacja po odejściu Kennedy’ego da Republikanom jeszcze lepszą gwarancję republikańsko zorientowanych decyzji tego sądu. Jak już kiedyś pisałam, przeciwnicy Trumpa powinni zacząć przygotowywać się psychicznie na jego drugą kadencję. Decyzja Trumpa ma zostać ogłoszona 9 lipca, czyli w momencie, gdy będą Państwo czytać ten artykuł. Nowa kadencja Sądu ma rozpocząć się 1 października 2018 roku, być może już w nowym składzie. Na pewno Republikanom będzie zależało, aby zrobić to przed wyborami uzupełniającymi w listopadzie. A poza tym Trump nie lubi marnować czasu.

Na razie wiadomo, że nowy sędzia ma zostać wybrany z 25-osobowej listy ustalonej właśnie podczas kampanii prezydenckiej. Według magazynu „Time”, wśród najpoważniejszych kandydatów ma być Amy Coney Barrett, katoliczka z Indiany, która niedawno, podczas potwierdzenia swojej nominacji na sędziego federalnego, musiała znosić przytyki senatorów z Partii Demokratycznej, niezadowolonych, że katolicyzm może mieć wpływ na jej orzeczenia. Drugim kandydatem ma być Thomas Hardiman z Pensylwanii, który prawie zastąpił Scalię, a trzecim Brett Kavanaugh z Maryland, który wcześniej pracował dla Kennedy’ego. Czwartym ma być 49-letni Amul Thapar, urodzony w Michigan, którego rodzice przyjechali do USA z Indii. Wydaje mi się, że Trump nominuje kobietę i mam nadzieję, że będzie nią pracująca niegdyś dla Scalii 46-letnia Barrett.

Oryginalizm zamiast ewolucji
Jedno jest raczej pewne: wybór Trumpa (na długo) wzmocni pozycję konstytucjonalistów (młodzi sędziowie!), którzy postrzegają Konstytucję USA tak, jak była ona napisana (tzw. oryginalizm), analizując dokładnie użyte słowa (tzw. tekstualizm). W przeciwieństwie do tego obozu, inni (czyli postępowcy, lewica) postrzegają ją jako ciągle ewoluujący akt prawny i doszukują się w niej intencji prawodawców, traktując konstytucję jako dokument wiecznie żywy. Daje im to niekończące się możliwości odkrywania najbardziej absurdalnych praw i swobód konstytucyjnych, o których nawet się nie śniło jej twórcom (chyba że były to koszmary).

Konstytucjonaliści uważają, że sędziowie powinni stosować prawo takim, jakim ono jest. Do ich zadań należy koncentrowanie się na przeszłości, a nie przyszłości i patrzenie w tekst, strukturę i historię, aby odgadnąć, jak ówczesny czytelnik by ten tekst rozumiał. Nawet gdy w poczuciu jakiegoś sędziego dana decyzja przyniosłaby korzyści społeczeństwu, nie wolno mu oceniać prawa z punktu widzenia jego moralnych przekonań i konsekwencji społecznych. Jak to ujął Scalia: „Jeśli masz zamiar być dobrym i wiernym sędzią, musisz się pogodzić z faktem, że nie zawsze spodobają ci się wnioski, do których dojdziesz. A jeśli zawsze jesteś z nich zadowolony, to prawdopodobnie znaczy, że robisz coś nie tak”.

Fochy lewicy
Reprezentująca amerykańską lewicę Partia Demokratyczna będzie chciała sabotować drugą nominację Trumpa do Sądu Najwyższego. Gdy zmarł sędzia Scalia, za czasów prezydentury Obamy, zgodnie z prawem prezydent Obama obiecał wybór jego następcy, a Republikanie od razu przyznali, że ten wybór, również zgodnie z prawem, zablokują. Rola prezydenta i Senatu jest w tej kwestii równa. Prezydent Obama nominował Merricka Garlanda, prezesa federalnego Sądu Apelacyjnego dla Okręgu Dystryktu Kolumbii. Kontrolowany przez Republikanów Senat skutecznie blokował proces jego wyboru. Zamiast postępowego Garlanda, mamy w Sądzie Najwyższym konstytucjonalistę Gorsucha. 20 lat temu w podobnej blokadzie uczestniczyli jako senatorowie Joe Biden i Barack Obama (plan obstrukcji może polegać np. na niewyznaczaniu posiedzeń senackiej komisji ds. sądownictwa, zajmującej się zatwierdzaniem kandydata na sędziego).

Republikanie mają w Senacie większość, ale Demokraci będą ostro walczyć. Sprawa nie jest pewna, bo ich przewaga jest niewielka: 51 do 49, zdrowie chorego na raka senatora McCaina jest kiepskie, a do głosowania mogą nie włączyć się dwie panie senator: Susan Collins z Maine i Lisa Murkowski z Alaski. Republikanie mogą za to przywołać wiceprezydenta, gdyby do większości brakowało im jednego głosu. Jestem jednak optymistką i sądzę, że Trump kogoś wybierze, a Senat najprawdopodobniej to zatwierdzi. Kandydat taki wcześniej wypełni odpowiedni kwestionariusz i dostarczy go senackiej komisji. Opisze w nim swoje orzeczenia w ważniejszych sprawach sądowych i dostarczy odpowiednie informacje finansowe: wysokość dochodów, stan posiadanych papierów wartościowych (plus udziały w firmach) i innych inwestycji (np. nieruchomości). Będziemy sobie o tym czytać w prasie. Procedura wyboru sędziego ma być jak najbardziej przejrzysta. Warto przy okazji dodać, że taki kandydat nie musi być nawet formalnie prawnikiem. Takiego procesu, łącznie z nominowaniem przez prezydenta, chyba nie przełknęliby polscy sędziowie.

REKLAMA