Wstrząsająca relacja Polaka, którego żona i syn zginęli w Grecji. Sam umieścił rodzinę w łodzi. Był szczęśliwy, że się uratują. Ludzie uciekali w panice przed pożarem

zdj.ilustracyjne/ Flickr
zdj.ilustracyjne/ Flickr
REKLAMA

To miały być radosne wakacje w Grecji. Rzeczywistość niestety okazała się tragiczna. „Nie było zorganizowanej ewakuacji. Wszyscy uciekali w popłochu” – relacjonował w rozmowie z TVP Info pan Jarosław, którego żona i syn utonęli uciekając przed ogniem. W pożarach zginęło już 79 osób a blisko 200 jest rannych.

Pan Jarosław, który w Grecji przebywał wraz z rodziną na urlopie, nie umie zrozumieć ani wybaczyć tego co się działo tamtejszym służbom. Jak mówił, ewakuacja była źle zorganizowana i nastąpiła zbyt późno.

REKLAMA

–”Nie poinformowano nas o zagrożeniu pożarem” – mówił pan Jarosław. Twierdzi, że sam alarmował obsługę hotelu, że ogień nadchodzi. Pracownik miał wtedy go uspokajać i twierdzić, że nie ma się o co martwić.

–”Cały hotel zaczął się palić. Kazano nam uciekać w ostatniej chwili” – relacjonował Polak. Szokujące są jego słowa o tym jak przebiegała ewakuacja z hotelu. Jak podkreślił, nie było zorganizowanej ewakuacji, a wszyscy po prostu uciekali w popłochu.

Pan Jarosław przyznał, że sam nakłonił żonę i syna, by dołączyli do osób, które ewakuowano łodzią. On sam się nie zmieścił, chcąc poświęcić się dla rodzinny.

–”Widziałem jak odpływają. Byłem szczęśliwy, że się uratują” – mówił.

–”Pomocy żadnej nie było. Pomoc dopiero przyszła po trzech godzinach, już po pożarze, jak się uspokoiło” – dodawał.

Niestety doszło do tragedii i łódź wraz ze wszystkimi pasażerami zatonęła. Nikt z 10 pasażerów się nie uratował. TVP Info podkreśla, że zdaniem części ekspertów, ewakuacja mieszkańców okolic kurortu Mati przebiegała w sposób niezorganizowany i została podjęta zbyt późno.

Ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie, z powodu silnego wiatru wiejącego z prędkością do 100 km/h.

Nczas.com/ TVP Info

REKLAMA