Czy antysemici mają argumenty? Teraz tak

Prof. Adam Wielomski. Fot. nczas.comi
Prof. Adam Wielomski. Fot. nczas.comi
REKLAMA

Na scenie politycznej zawsze byli, są i pewnie będą antysemici. Będą tak samo, jak były, są i będą feministki oraz męscy szowiniści. Jest to jeden z wielu poglądów na świat, który czasem wydaje się mieć w pewnych sprawach rację, czasami zaś wydaje się błądzić. Interesują mnie tutaj jednakże tzw. antysemici obsesyjni, którzy wszędzie i zawsze widzą „żydowską rękę”, w każdym polityku, dziennikarzu lub biznesmenie dostrzegają „wiadome pochodzenie” i snują przypuszczenia, jakie to naprawdę nazwisko może mieć dana osoba. Każdy, kto przegląda internet lub ma konto na Facebooku, zna ten typ ludzki.

REKLAMA

Tak pojęty fanatyczny antysemityzm jest oczywiście obsesją, uproszczoną wizją świata, gdzie wszystko zawsze i wszędzie tłumaczone jest jedną przyczyną. W nauce nazywa się to błędem monokauzalności, czyli przekonaniem, że jedna causa, przyczyna, odpowiada za wszelkie zło. Podobną monokauzalnością charakteryzuje się marksizm, który sprowadza wszystko do problemu klasowego, jak i radykalny feminizm, sprowadzający wszystko do ciemiężenia kobiet. Błędna jest teoria monokauzalna radykalnych antysemitów, że wszystko ma „wiadomą przyczynę”. Ale czy tak zupełnie błędna? Bez wahania postawię tezę, że ze wsparciem dla teorii spiskowych antysemitów pospieszył ostatnio Jarosław Kaczyński.

Czytaj także: Macron i jego wizje. Europa trzech kręgów i nie wiadomo ilu prędkości, a w środku Francja jako serce reaktora narodów

Jedną z tez fanatycznych antysemitów jest nie tylko to, że za wszystkim stoją Żydzi, ale i wiara we wszechmoc izraelskich służb specjalnych, czyli Mosadu. I oto dostaliśmy dowód, że Mosad czynnie wpływa na kształt prawa polskiego. Jak donoszą rozmaite media, do porozumienia w sprawie nowelizacji ustawy o IPN pomiędzy polską delegacją, w składzie Ryszard Legutko i Tomasz Poręba, a stroną izraelską doszło w Wiedniu, w siedzibie Mosadu.

Jeśli do tej pory można się było naśmiewać z bajek antysemitów, że izraelskie służby specjalne stoją za stanowionym w Polsce prawem, to teraz czarno na białym dostaliśmy dowód, że sytuacja taka jest realnie możliwa. Co więcej, w wiedeńskiej siedzibie Mosadu nie odbyły się – wbrew temu, co twierdzą pisowcy – żadne „negocjacje”, gdyż te polegają – jak mówi sama nazwa – na „negocjowaniu”. W tym przypadku mieliśmy zaś do czynienia ze zwykłą kapitulacją Państwa Polskiego przed Państwem Izrael. Państwo rządzone przez Prawo i Sprawiedliwość pokazało klasyczny przykład tego, co Jarosław Kaczyński nazywa mianem „polityki białej flagi”, której przeciwieństwem miała być „polityka wstawania z kolan”. Potwierdził to publicznie jeden z negocjatorów strony żydowskiej, mówiąc o Polsce: „Oto kraj, który szczyci się tym, że uchwalił ustawę, która przywróci narodowi honor, a pół roku później anuluje je z podkulonym ogonem. Pozbyliśmy się tego prawa bez dawania im niczego w zamian” (cyt. za kresy.pl).

Po dzień dzisiejszy nie wiemy nawet tego, jakie argumenty przedstawiła strona amerykańsko-żydowska, aby zmusić Polskę do tego niewiarygodnego poniżenia, jakim było wycofanie się z ustawy o IPN. Od razu mówię, że bez względu na to, jak kto ocenia tę ustawę – osobiście byłem zwolennikiem penalizacji kłamstwa o udziale Państwa i Narodu Polskiego w Holokauście – to nie ma wątpliwości, że pod presją państwo suwerenne nie może się cofnąć. Podtrzymanie tej ustawy było wyrazem naszej suwerenności, godności i honoru. Jarosław Kaczyński, zamiast „wstać z kolan”, padł na nie i wywiesił „białą flagę”, tracąc moralne prawo do krytykowania rządów Donalda Tuska za służalczość wobec zagranicy. Prawdę mówiąc, to uważam, że ta kompromitująca kapitulacja oznacza ostateczny koniec rewolucji pisowskiej.

I ja to wiem, i Jarosław Kaczyński to wie. Rewolucja pod hasłami patriotycznymi uległa totalnemu wyczerpaniu. Kierownictwo PiS jest świadome, że utraciło resztki poparcia elektoratu prawicowo-narodowego. Aby się o tym przekonać, wystarczy wejść na Facebook. Gdy dwa lata temu pisałem i ostrzegałem, że PiS nie ma żadnego programu i pomysłu, a cała rewolucja skończy się wielkimi hasłami i tumultami bez żadnych rezultatów, wtedy odsądzano mnie od czci i wiary. Dziś zdecydowania większość tych ludzi przyznaje mi rację, a w PiS-ie widzi już tylko „partię białej flagi”. Kaczyński jednak nie przejmuje się tym i już dawno pożegnał się z wyborcami, którzy wynieśli go do władzy. Dostał machinę państwową do ręki i przekonał się, że wyborców ideowych utrzymać jest trudno, gdyż trzeba działać zgodnie z ideą, której sam nie ma. Ale w ich zastępstwie można wyborców po prostu kupić: a to program „500 plus”, a to program „300 plus”.

Innymi słowy: Prawo i Sprawiedliwość doszło do władzy pod hasłami patriotyczno-katolickimi, ale zawiodło tych, którzy je wyznawali. Kierownictwo tej partii postanowiło pójść w populizm ekonomiczny i demagogię socjalną, rozdając na prawo i lewo pieniądze innych ludzi. Partia ta w sumie pełni na polskiej scenie politycznej rolę, którą w krajach zachodnioeuropejskich zajmują socjaliści. Nawet twarze tej partii zmieniają się. Słusznie czy niesłusznie, ale Beata Szydło była postrzegana jako twarz PiS-u patriotycznego, podczas gdy Mateusz Morawiecki to taki klasyczny polski Emmanuel Macron, czyli przedstawiciel świata finansistów udający socjalistę dla poklasku ludu. Wszak plutokracja lubi przedstawiać się w roli „filantropów” dbałych o dobrobyt mas.

Kapitulacja PiS-u w sprawie ustawy o IPN była największą klęską tej partii. W moim przekonaniu, na prawo od tej partii powstała luka polityczna. Gdy PiS przesuwa się na pozycje socjalno-demagogiczne, na prawo od niego wyrasta miejsce dla prawicy broniącej idei państwa narodowego i jego suwerenności. Zwracam uwagę, że niedługo czekają nas wybory do Parlamentu Europejskiego – wybory o niskiej frekwencji, ale ze zdyscyplinowaną grupą eurosceptyków. Jeśli mamy stworzyć coś poważnego „na prawo” od PiS, to po klęsce z ustawą o IPN okazja jest wyśmienita! Teraz – albo dłuuuuugo nic!

Czytaj także: Zjednoczona europejska prawica? Polski rząd odcina się od eurosceptycznego pomysłu Orbana i Bannona

REKLAMA