Wycieczka życia. Potężna polska delegacja leci do Australii i Nowej Zelandii. Podatnicy zapłacą setki tysięcy

Andrzej Duda/foto: YT
Andrzej Duda/foto: YT
REKLAMA

Pan prezydent Andrzej Duda z wizytą do Australii i Nowej Zelandii żoną i gronem państwowych dostojników. Wizyta, a dla niektórych to raczej wycieczka będzie trwała aż 2 tygodnie.

Nie negujemy prawa głowy państwa do składania państwowych wizyt w innych krajach, ale jej długość, wielkość ekipy oraz sposób transportu budzi spore wątpliwości. Po pierwsze wizyta będzie trwała aż 2 tygodnie, do 2 krajów.

REKLAMA

To wzbudza uzasadnione podejrzenie, że w części taka podróż będzie miała charakter wycieczkowy, ponieważ Australia i Nowa Zelandia, niezależnie od odległości dzielących ich od Polski nie są krajami, z którymi mamy jakieś wielkie czy skomplikowane interesy.

Po drugie ekipa będzie ogromnie rozrośnięta. Z prezydentem lecą nie tylko najwyżsi rangą jego urzędnicy: szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Paweł Soloch, minister Krzysztof Szczerski, co jest rzeczą normalną, ale tez inne osoby na czele z prezydencką małżonką panią Agatą Kornhauser-Dudą.

W sumie prezydencka delegacja liczy 14 osób. Dlaczego aż tyle osób z prezydentem, który jest tytularną głową państwa, a nie ma faktycznej władzy wykonawczej? Do tego dochodzi delegacja MON z ministrem Błaszczakiem licząca 10 osób. Obie delegacje będą miały swoją ochronę. W sumie liczba wylatujących będzie liczyła ponad 40 osób.

Po trzecie delegacje nie polecą nowymi samolotami, które zostały sprowadzone z USA dla obsługi wizyt najważniejszych osób w państwie, ale samolotem rejsowym Boeingem 777 linii Emirates Airlines. Po prostu tak liczna delegacja jest za duża na prezydencki samolot.

Ile to będzie kosztowało? Ile zapłacimy my podatnicy za ten lot. Bilety na lot Emirates Airlines do Melbourne z międzylądowaniem w Dubaju nie są tanie. W klasie ekonomicznej bilet w dwie strony to 5600 zł. W klasie biznes – aż 22100 zł!

„Koszty realizacji wizyty w Australii i Nowej Zelandii pokrywają strony przyjmujące, bowiem pierwszej w historii wizycie oficjalnej Prezydenta RP nadany został przez strony przyjmujące najwyższy status wizyty państwowej” – napisała prezydencka kancelaria.

Z ustaleń Faktu wynika jednak, że „strony przyjmujące” płacą tylko za prezydencką parę i kilka osób towarzyszących: opłacają hotele i podróże po Australii, gdzie poruszać można się jedynie samolotem. Za pozostałe ponad 30 osób płacimy my, podatnicy!

Dzisiaj to naprawdę trudno oszacować. Tym bardziej że grupa ponad 10 urzędników kancelarii już była w Australii… w lipcu w ramach wizyty przygotowawczej. Należy sądzić, że koszt wizyty będzie liczony w setki tysięcy złotych.

Źródło: Fakt24

REKLAMA