„Konstytucja” na krzyżu nie ma racji bytu

REKLAMA

Polski Internet obiegły zdjęcia wrzucone na Twittera przez Rafała Ziemkiewicza, na których widzimy koszulki z napisem „Konstytucja” zawieszone na krzyżach. Czy ma to jakikolwiek sens? Co Kościół ma wspólnego z demokracją?

Każdy zapewne przypomni sobie w tym momencie słowa św. Jana Pawła II o demokracji, które – nie ukrywajmy – krążą po społeczeństwie zupełnie wyrwane z kontekstu.

REKLAMA

– Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm – napisał w opublikowanej w 1991 roku encyklice „Centesimus annus” polski papież. Wielu wystarczy to do przyjęcia demokracji jako ustroju dobrego i godnego pochwały. Sprzyjają temu opinie wielu hierarchów, którzy coraz śmielej przypisują demokracji wszelkie superlatywy, zaś wszelkie zło wynika z braku tejże.

Należy zwrócić uwagę, że obecni biskupi i kardynałowie wychowywali się w czasach, gdy demokracja według modelu zachodniego w Polsce nie istniała. Zamiast tego mieliśmy „demokrację ludową”, czyli komunistyczny totalitaryzm. W mentalności więc wielu ludzi – również duchownych, bo przecież ci nie powstają w kapuście, lecz rodzą się i wychowują w rodzinach i funkcjonują w społeczeństwie – wszystko, co zachodnie, jawiło się jako dobre. Również demokracja.

We wspomnianej encyklice „Centesimus annus” papież zajmuje się kwestią demokracji w ogóle. Nie tylko przeciwstawia demokrację „ukrytemu totalitaryzmowi”, lecz zwraca uwagę, że powinna ona być oparta o „państwo prawne”, „w oparciu o poprawną koncepcję osoby ludzkiej”. Tę zaś znajdujemy w filozofii klasycznej, na której opiera się nauka Kościoła.

Wielu było wówczas zdziwionych relatywnie pozytywnym podejściem papieża Jana Pawła II do władzy ludu, z którym jednak zgodzić się – w kontekście całego jego wywodu na ten temat – można. Pamiętać jednak należy, jak Kościół nauczał o demokracji przez wieki, ponieważ nauka Kościoła w tym aspekcie nie zdezaktualizowała się. A jest ona niezwykle wyrazista i prosta. Otóż demokracja jest przez Kościół tolerowana, czyli uznawana za błąd, choć taki, w którym można funkcjonować.

Sama idea demokracji wywodzi się z renesansowych haseł o powszechnej równości. Samo to stoi już w sprzeczności z hierarchią stworzenia oraz wyższości Boga-Stwórcy nad stworzeniem. W samej Ewangelii mamy też wyraźne zaznaczenie, że w życiu po śmierci czeka nas wieczność w hierarchii.

– Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim – czytamy w Ewangelii św. Mateusza.

W samej Księdze Rodzaju mamy zresztą zapowiedź hierarchii. Bóg tworzy świat i cały kosmos. Potem tworzy zwierzęta, aż w końcu przystępuje do stworzenia „człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam”. – Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi – czytamy w Księdze Rodzaju.

Znaków hierarchii ukazywanej jako coś dobrego i naturalnego jest w Piśmie Świętym całe mrowie.

Biorąc pod uwagę nauczanie Kościoła w kwestii własności, chociażby papieża Leona XIII w encyklice „Rerum novarum”, widzimy wyraźnie sprzeczność w powszechnej równości połączonej z Biblią.

W 1791 roku papież Pius VI w liście Quod aliquantum do biskupów zasiadających we francuskim Zgromadzeniu Narodowym potępił demokrację wprost. – To prawo monstrualne wynika dla Zgromadzenia z wolności i równości naturalnej ludzi, ale czyż może być coś bardziej nierozumnego niż ustanowienie owej wolności i równości wyuzdanej? Ta wolność (…), którą Zgromadzenie Narodowe daje człowiekowi jako niezbywalne prawo przyrodzone, jest sprzeczna z prawem ustanowionym przez Boga Stworzyciela. Przecież, jak powiedział św. Augustyn, społeczeństwo ludzkie nie jest niczym innym niż ogólną umową słuchania królów, których władza pochodzi nie z umowy społecznej, lecz od Boga – napisał papież.

Z kolei papież Grzegorz XVI skrytykował demokrację za antyklerykalizm oraz laicyzm, które ze sobą niesie.

Na przełomie XIX i XX wieku pojawiła się idea chrześcijańskiej demokracji, która jednak nie była demokracją w ścisłym tego słowa znaczeniu. W encyklice „Graves de communi” z 1901 roku papież Leon XIII zakazał nawet używania takiego sformołowania.

Prof. Jacek Bartyzel zauważa z kolei, że demokrację prawdziwą i zdrową należy rozumieć w sensie tomistycznym, gdzie demokracja sensu proprio i a totali jest odrzucana jako ustrój zepsuty, natomiast dopuszczalny, a nawet pożądany, jest pierwiastek ludowy w ustroju zwanym złożonym albo zmieszanym (regimen commixtum) z trzech ustrojów prostych: monarchicznego, arystokratycznego i ludowego, który uchodzi za najlepszy i który ustanowiła starszyzna wraz z ludnością (STh t. 13 qu. 95, art. 4); konieczność tego elementu demokratycznego jest zaś uzasadniana przez Akwinatę tym nakazem sprawiedliwości, który domaga się jakiegoś udziału we władzy dla każdej grupy społecznej, skoro każda w pewien (acz nierówny) sposób przyczynia się do dobra wspólnego”.

Dlaczego jednak biskupi tak uparcie dążą do wybielania demokracji i traktowania jej jako swoistego bożka? Odpowiedzi udziela wspomniany prof. Bartyzel. W swojej książce „Demokracja” stwierdza, że ustrój ten rości sobie prawo do każdej dziedziny ludzkiego życia. Staje się on wprost bogiem.

I byłoby naprawdę świetnie, gdyby księża i biskupi zwrócili uwagę na ten fakt.

Dominik Cwikła

REKLAMA