
Krzysztof Szczerski nie bez powodu ma być nazywany „wiceprezydentem” w Pałacu Prezydenckim. Według relacji „Faktu”, szef gabinetu prezydenta ma wielkie ego i nie słucha niczyich rad.
– Uważa się za najmądrzejszego, nikogo nie słucha – powtarzają pracownicy kancelarii Pałacu Prezydenckiego.
Rozmówcy gazety uważają, że zarówno za ostatnią wpadkę wizerunkową prezydenta Dudy u Donalda Trumpa jak i wszystkie poprzednie odpowiada właśnie Szczerski. Przypominają sytuację związaną z Australią.
– Chciał lecieć na 11 dni, z trudem dał sobie wybić to z głowy – mówi osoba z Pałacu. Potem Krzysztof Szczerski wpadł na pomysł, by „wizyta zapadła w pamięć”, ale nie wymyślił, gdzie zostanie podpisana umowa.
– No i zgotował prezydentowi klops, o którym pisze nawet „Washington Post”… Choć otoczenie prezydenta przekonuje, że wizyta była sukcesem, wymowa zdjęcia nie pozostawia złudzeń – czytamy.
Według informacji „Faktu”, „szczegóły rozmów z Donaldem Trumpem dogadywane były w ostatnim momencie” i „to, że prezydenci złożą podpisy pod deklaracją, umawiano dopiero w niedzielę, gdy ustalono jej treść”.
Szczerski więc odpowiadał za szczegóły spotkania, zaś jego wypowiedzi są – według gazety – „dobrą miną do złej gry”. – Gdyby uznał, że to był błąd, sam musiałby ponieść odpowiedzialność. Bo to on dogrywał szczegóły. Podlegające mu prezydenckie Biuro Spraw Zagranicznych uznawane jest za najważniejsze w Pałacu – czytamy w „Fakcie”.
– Jego ego jest tak duże, że z tego powodu nie został za „Waszcza” (Witolda Waszczykowskiego – przyp. red.) szefem MSZ. Rozhulał się – powiedział jeden z ważnych polityków PiS.
Źródło: fakt.pl