Francuska senator trochę się plącze, ale przyznaje: W niektórych częściach Paryża są strefy, gdzie nie ma rządów prawa

Murzyni w hiszpańskiej Ceucie. Foto: PAP/EPA
Murzyni w hiszpańskiej Ceucie. Foto: PAP/EPA
REKLAMA

Francuska senator w rozmowie z „Interią” przyznaje, że w stolicy jej kraju znajdują się strefy typu „no go-zone”. Mimo tego próbuje uspokajać, że Paryż jest bezpiecznym miastem.

Zapytana przez Agnieszką Waś-Turecką, czy Paryż jest bezpiecznym miastem, senator Nathalie Goulet, była przewodnicząca senackiej komisji śledczej ds. walki z terroryzmem odpowiedziała, że „tak, ale”. – Tak. Z pewnością nie jest tu bardziej niebezpiecznie niż w Nowym Jorku czy Londynie. Choć musimy przyznać, że są pewne miejsca na przedmieściach, gdzie nie ma rządów prawa. Do których boją się wchodzić policjanci czy strażacy – przyznała senator.

REKLAMA

Zaznaczyła także, że „to nie są sytuacje, które wytworzyły się w przeciągu jednej nocy, ale sprawy ciągnące się od dawna”. Potwierdza też, że „trochę ma” to związek z napływem imigrantów. – […] umieszczaliśmy nowo przybyłych w jednym miejscu, a jednocześnie prowadziliśmy w tych miejscach politykę, która okazała się kompletną porażką. Ograniczaliśmy edukację, pomoc społeczną, służbę cywilną. Tymczasem by zapewnić dobrą integrację, takie miejsca powinny mieć tego więcej, nie mniej. W efekcie – wbrew naszej woli – stworzyliśmy w tych miejscach komunitaryzm. Potem pojawiły się problemy z zatrudnieniem. Czyli ci ludzie nie mieli pracy, czuli się dyskryminowani i mieszkali w tej samej okolicy. I tak stworzyli własne państwo w państwie – tłumaczy senator Goulet.

Senator stwierdza też, że naprawienie sytuacji to „długotrwały proces”, do którego „musimy mieć więcej policjantów, więcej nauczycieli, więcej opieki zdrowotnej, socjalnej”.

Odniosła się także do kwestii radykalizacji w więzieniach. – W ciągu ostatnich dziesięciu lat do więzień zaczęli trafiać ludzie skazani za terroryzm. Dla pozostałych więźniów stają się bohaterami, supermenami. W efekcie pojawiają się dwie kwestie. Po pierwsze, czy trzymamy wszystkich razem i wtedy skazani za terroryzm niejako „zarażają” innych, czy terrorystów trzymamy w oddzielnym skrzydle i oni – we własnym gronie – jeszcze bardziej się radykalizują. Po drugie, jeśli skazani za terroryzm będą z innymi więźniami, to być może uda nam się jednego, dwóch uratować, ale jeśli będą tylko ze sobą, to nikogo nie uratujemy. To poważne pytania, na które nie znaleźliśmy jeszcze odpowiedzi – mówi senator Nathalie Goulet.

Źródło: interia.pl

REKLAMA