Zakaz emisji „Kleru” i próba blokady Cejrowskiego. Walka dwóch prymitywnych plemion się zaostrza

Plakat reklamujący film
Plakat reklamujący film "Kler" oraz plakat reklamujący stand-up Wojciecha Cejrowskiego.
REKLAMA

„Nie zgadzam się z twoimi poglądami, ale po kres moich dni będę bronił twego prawa do ich głoszenia” – ten cytat z biografii Voltaire’a zdaje się zupełnie obcy walczącym w Polsce prymitywnym plemionom. Z jednej strony plemię zrzeszające tzw. konserwatystów cieszy się z cenzurowania filmu „Kler”, z drugiej strony plemię tzw. postępowców oburza się na zabranianie pokazów antykościelnego filmu, ale już pod zakazem występu Cejrowskiego chętnie się podpisuje.

Odbywająca się w Polsce walka dwóch dominujących plemion, obu o mentalności bolszewickiej jest doprawdy przerażająca. „Powinni tego zakazać” – można często usłyszeć z ust starszych ludzi, tych samych których najlepsze lata życia przypadały na czasy słusznie minione, i którzy z rozżaleniem wspominają, jak to „za komuny było lepiej”. Niestety ta mentalność zreprodukowała się także w kolejnych, młodszych pokoleniach.

REKLAMA

To właśnie przedstawiciele nowego pokolenia, osób często urodzonych już w latach 90. albo pod koniec komuny, domagają się w naszym kraju cenzury lub ją pochwalają. „Tak trzymać! Kolejne miasto nie puści szmacianego filmu „Kler”” – brzmi tytuł wiekopomnego artykułu na stronie Telewizji Republika. To oczywiście przejaw ogromnej radości, takiej że aż pod sam sufit skakać można, z faktu że w Grodzisku Mazowieckim nie będzie można obejrzeć „Kleru”. A komu się decyzja nie podoba – ten lewak.

Z drugiej strony portal OKO.press, jednego dnia biadolący nad tym, jaka to cenzura w kraju zapanowała, kolejnego dnia wzywa do podpisywania pisma aby…nie udostępniać sali kina Wisła na występ Wojciecha Cejrowskiego. „Dołożymy wszelkich starań, aby doprowadzić do uwolnienia przestrzeni publicznej od ksenofobii, rasizmu, homofobii, seksizmu i fundamentalizmu religijnego, które uosabia Wojciech Cejrowski (…) PODAJ DALEJ, PODPISZ PETYCJE” – czytamy na facebookowym profilu portalu.

No więc na szczęście wszystko nam wyjaśniono i nie ma problemu – „Kler” słusznie i prawdziwie naświetla ważny problem w polskim kościele, a Cejrowski to ksenofob, rasista, homofob, seksista i fundamentalista, więc zakazywać można. Taka oto „moralność Kalego” jest w polskim życiu publicznym cały czas obecna i przejawia się w pełnej krasie raz na jakiś czas. Niestety nie jest to problem jedynie dwóch głównych plemion z polskiej sceny politycznej.

Taki relatywizm obecny jest często także wśród wolnościowców. Z ogromnym zaskoczeniem czytałem całkiem niedawno dyskusję na jednej z facebookowych grup zrzeszających sympatyków wolności dyskusję, w której zupełnie serio zastanawiano się dlaczego stajemy w obronie Tommy’ego Robinsona, skoro ma on narodowe i radykalne poglądy. Dokładnie tak – wolnościowcy rozważali stanięcie w obronie słowa w zależności od zgody lub jej braku z poglądami prześladowanej osoby(!).

Oczywiście z Robinsonem można się nie zgadzać, można też podnosić, że złamał prawo, ale nawet jeżeli tak było to złamał złe prawo i przeciwko takim przepisom też trzeba protestować, by maksymalnie rozszerzać wolność słowa.

Niestety w polskiej przestrzeni ciągle pokutuje podejście zgodnie, z którym gdy z czymś się nie zgadzamy, to najlepiej tego zakazać. W praktyce oba te plemiona marzą, choć może wcale o tym nie wiedzą, o ustroju faszystowskim, w którym całe życie społeczne podporządkowane jest państwu i to urzędnik w całej swej mądrości decyduje, jakie filmy wolno puszczać i czyje stand-upy wolno oglądać. Wszystko w myśl zasady „wszystko w państwie, nic poza państwem, nic przeciw państwu”.

REKLAMA