W odmętach mózgu Smarzowskiego. „Gdyby palenie na stosie było dozwolone, już byłbym kupką popiołu”

Wojciech Smarzowski na tle roll-upa z logiem
Wojciech Smarzowski na tle roll-upa z logiem "Kler". / foto: PAP/Stach Leszczyński
REKLAMA

Wojciech Smarzowski w antyklerykalnym szale zapędza się coraz dalej. Nie wiadomo czy sam wierzy w to, co bredzi, czy mówi to na potrzeby promocji filmu „Kler”. Tym razem w wywiadzie dla tygodnika „Polityka” mówi między innymi: Gdyby palenie na stosie było jeszcze dozwolone, to już byłbym kupką popiołu. W swoich wypowiedziach zdradza też, że ma pomysł na „Kler 2”.

Reżyser i aktorzy motają się w swoich „zeznaniach”, co do filmu „Kler”. Raz słyszymy, że jest to film fabularny i nie należy przykładać go do rzeczywistości, a kto to robi, ten jest prawicowym szaleńcem. Z drugiej strony słyszymy, że film był tworzony po tym, jak Smarzowski usłyszał o aferach pedofilskich na Zachodzie. Po prostu nie zadałbym sobie kluczowego pytania: a jak jest u nas? – tłumaczy.

REKLAMA

Na całym świecie na jednego księdza pedofila przypadają dziesiątki ofiar, a w Polsce tylko jedna. Bo tylko jedna odważa się mówić – mówi Smarzowski. W swoich rozważaniach zapomina jednak dodać, że wg raportu Sądu Najwyższego z USA za 90 procent pedofilii odpowiedzialni są księża homoseksualiści. Teraz także polski kościół zapowiedział powstanie raportu na temat wykorzystywania seksualnego dzieci przez duchownych.

Odbyła się odpowiednia konferencja i radosna nowina poszła w świat. Katolicy zachwyceni, bo wierzą, że się zmienia. A ja od razu pomyślałem, że „Kler 2” mógłby się zacząć tak: arcybiskup Mordowicz, grany przez Janusza Gajosa, organizuje księży, którzy pod wodzą księdza Teodora, w tej roli Stanisław Brejdygant, tworzą specjalną komisję i na specjalnej konferencji informują media, że przygotują raport „oczyszczający” – zapowiada Smarzowski.

I dodaje: Jednocześnie arcybiskup Mordowicz wysyła klona księdza Lisowskiego, dajmy na to takiego księdza Petardę (Jacek Beler), który rusza od kurii do kurii i niszczy odpowiednie archiwa kościelne. No, ale to oczywiście fikcja fabularna, która pojawiła się w mojej głowie taki zalążek nowego filmu.

W dalszej części Smarzowski wpada w antyklerykalny szał, w którym żali się, że czuje się osaczony Kościołem. Każda uroczystość państwowa zaczyna się mszą, nie ma wiadomości bez informacji o dokonaniach księży, biskupów albo kardynałów, parafie ścigają się w budowaniu coraz wyższych krzyży, wkoło pomniki, tablice upamiętniające, relikwie (…) Kościół jest w urzędach publicznych, jest na ulicy i wpycha się nam do domu i do łóżka – twierdzi.

W jednej rzeczy trzeba Smarzowskiemu przyznać, przez robienie filmów wpychany jest do jednego lub drugiego plemienia, które toczą walką o nasz nieszczęśliwy kraj. Po „Wołyniu” byłem prawdziwym Polakiem, przyklejonym do prawej strony, a teraz jestem wrogiem i zdrajcą Polski, przyklejonym do lewej. Nie dogodzisz – mówi Smarzowski. Zaraz jednak dodaje dla równowagi, że gdyby palenie na stosie było jeszcze dozwolone, już byłby kupką popiołu.

REKLAMA