Wulkan, który znajduje się pod powierzchnią Parku Narodowego Yellowstone jest bliski erupcji i w każdej chwili może wybuchnąć. Sytuacja jest na tyle poważna, że NASA pracuje nad metodami jego schłodzenia.
Jak podają eksperci do ogromnej erupcji superwulkanu dochodzi raz na 600 tys. lat. Dla nas niepokojąca wiadomość jest taka, że jego ostatnia erupcja miała miejsce mniej więcej tyle lat temu, a podziemne procesy i stan magmy w rejonie Yellowstone sygnalizują grożące nam niebezpieczeństwo.
Co by się stało jakby doszło do wybuchu? Momentalnie pogrążona zostałaby ogromna część Stanów Zjednoczonych, a na ziemi znów nastałaby epoka lodowcowa. Dodatkowo raport ONZ oszacował, że jedzenia starczyłoby ludzkości zaledwie na 74 dni.
Sytuacja jest tak poważna, że NASA obmyśla plan, w jaki można by było obniżyć temperaturę wulkanu. Proponowane są np. odwierty na głębokość 10 km w głąb ziemi. Przez nie miałaby być wprowadzana woda do wnętrza planety. Przedsięwzięcie według szacunków kosztowałoby ponad 3 mld dol.
Amerykanie martwią się, że musieliby użyć ogromnej ilości wody, co w ocenie wielu osób byłoby skrajnie nieodpowiedzialne. W związku z tym Amerykańska Agencja Kosmiczna szuka innych możliwych rozwiązań.
Źródło: wp.pl/nczas.com
