We Francji panuje państwowy rasizm przeciw białym. Elity wspierają muzułmanów kosztem rodowitych Francuzów. Wojna domowa coraz bliżej

Zamieszki we Francji. Fot. Facebook
Zamieszki we Francji. Fot. Facebook
REKLAMA

Przekazując urząd na początku października szef MSW Francji Gerard Collomb powiedział, że „dziś jesteśmy obok siebie (muzułmanie i nie-muzułmanie), ale nic nie gwarantuje, że nie będziemy jutro przeciwko sobie”. Jego słowa o tym, że „miejsce Republiki zajęło prawo handlarzy narkotyków i radykalnych islamistów” wznowiły debatę na temat „ofensywy islamizmu” we Francji.

Publicyści, zwracając uwagę, że MSW doskonale jest zorientowane w rzeczywistej sytuacji, piętnują byłego ministra za to, że będąc na stanowisku, milczał i nic nie zrobił, by zapobiec – jak sam to ujął – „zbliżającej się wojnie domowej”.

REKLAMA

W wydanej w roku 2016 książce „Prezydent nie powinien tego mówić” sprawujący wtedy ten urząd socjalista Francois Hollande próby integracji nazwał „syzyfową pracą”: „Uczymy ich francuskiego, a potem przybywa następna grupa i trzeba wszystko zaczynać od nowa”. Hollande pytał, „jak można uniknąć podziału terytorium (Francji), gdyż właśnie to dzieje się na naszych oczach – podział terytorium”.

Yves Mamou, autor książki „Le Grand Abandon. Les elites francaises et l’islamisme” (Wielka dezercja. Francuskie elity a islamizm), tłumaczył w wywiadach, że starał się dojść do tego, „w jaki sposób i dlaczego obok narodu francuskiego mógł wytworzyć się naród islamski”. Zarzuca on Collombowi, że „ucieka ze stanowiska, informując, że zbliża się wojna domowa”. Podobnie jak inni dziennikarze zwraca uwagę, że jego słowa „miałyby większą wagę, gdyby wypowiedział je urzędujący minister”.

W wywiadzie dla „Figaro Vox”, dodatku opinii i debat dziennika „Le Figaro”, Mamou twierdzi, że „we Francji instytucje państwowe, partie polityczne, eksperci, sędziowie, media, elity kulturalne (…) z różnych przyczyn przez dziesięciolecia popierały i uprawomocniały imigrację muzułmańską. I tak dzieje się do dzisiaj”.

Faworyzowanie islamu przez elity stworzyło „przepaść między Francją z góry i Francją z dołu” (elitami a narodem) – uważa publicysta. A to zerwanie między górą i dołem „krystalizuje się w stosunku do islamu, który społeczeństwo uważa za zbyt inwazyjny” – interpretuje publicysta wyniki wielu sondaży.

W swej książce Mamou przytacza wyroki Rady Stanu, najwyższego sądu administracyjnego we Francji, „stale przychylne” imigracji muzułmańskiej, burce, czy rodzinom poligamicznym. Potępia również Radę Konstytucyjną za to, że „w imię +solidarności+ zniosła kary, które dotąd spadały na przestępców, ułatwiających nielegalną imigrację”.

Celem krytyki Mamou jest także „antyrasizm polityczny”, którego celem „nigdy nie było zwalczanie rasizmu”. Na poparcie tej tezy cytuje brak mobilizacji organizacji antyrasistowskich przeciw raperom, których piosenki „wzywają do mordowania białych dzieci w żłobkach”.

I tej postawie przeciwstawia „nękanie przed sądami” stowarzyszeń antyrasistowskich, publicystów i historyków, którzy twierdzili, że imigranci są nadreprezentowani we francuskich więzieniach, lub próbowali tłumaczyć skąd bierze się antysemityzm „dużej części muzułmańskiej ludności Francji”.

Objawem rasizmu nazywa wezwania minister kultury Francoise Nyssen, która chciałaby „widzieć mniej +Białych+ w telewizji”.

W rozmowie z radiem Courtoisie autor „Wielkiej dezercji (…)” zauważył, że w rozpowszechnianych przez urząd premiera spotach przeciw przemocy seksualnej, napastnicy zawsze są Biali, natomiast ofiarami bywają muzułmanki i kobiety z Czarnej Afryki.

„W ciągu 30 lat społeczeństwo francuskie odeszło od laickiego modelu republikańskiego, by zostać wrzucone w wielokulturowość, wspólnotowość i antylaickość” – dodał Yves Mamou. Francuskie elity „z tchórzostwa, oślepienia lub oportunizmu” „doprowadziły do zniszczenia demokracji i (francuskiego modelu) laickości” – ubolewa Mamou.

Wracając do dymisji ministra Collomba redaktor naczelna miesięcznika „Causer” Elisabeth Levy zarzuciła prezydentowi Emmanuelowi Macronowi, że nie dostrzegł wagi problemu, jakim jest islamizm, i nie podjął „walki o kulturę, bez której duża część francuskiego społeczeństwa żyć będzie na innej planecie mentalnej”.

Dziennikarka przypomina, jak po zamachach w roku 2015 obiecywano, że „skończy się negacja rzeczywistości”. „Ta trzeźwość po każdym ataku była coraz krótsza i choć raporty, badania i sondaże wskazywały, że jedna czwarta do jednej trzeciej Francji muzułmańskiej przyjęła sposób życia i idee islamistów, za każdym razem wymogi prawdy i stanowczości ustępowały przed poprawnością i współczuciem. Za wszystko odpowiedzialna była bieda i dyskryminacja” – zauważa Levy.

„Kryzys integracyjny osiągną taki wymiar, że młodzież trzeciego i czwartego pokolenia mniej się czuje Francuzami niż ich rodzice i dziadkowie. Polityka, która odmawia zauważenia tego, skazana jest na niemożność i nieważność oraz zwiększa ryzyko, że rozłamy społeczeństwa francuskiego zmienią się w wojnę domową” – konkluduje publicystka. (PAP)

REKLAMA