Czyżby czeskich ateistów ruszyło sumienie? Zaczynają chodzić… na cmentarze

Fot. PAP
Obrazek ilustracyjny/Fot. PAP
REKLAMA

Czesi obchodzą w piątek Dusziczky, czyli dzień pamięci o zmarłych. Ludzie wspominają wówczas zmarłych bliskich, odwiedzają groby i zapalają na nich znicze, składają kwiaty. Z sondażu IPSOS wynika, że w weekend odwiedzić groby planuje cztery piąte Czechów.

„To nie jest Święto Zmarłych, to są Dusziczky, czyli pewna tradycja chodzenia na cmentarz” – tak o 2 listopada mówi PAP popularny w Czechach polski duchowny ks. Zbigniew Czendlik.

REKLAMA

Potwierdza to statystyka. W badaniu IPSOS cztery piąte respondentów zadeklarowało, że odwiedzi cmentarz, dwie piąte chcą odwiedzić dwa lub więcej cmentarzy. Ten wzmożony ruch widać także po godzinach otwarcia nekropolii – są one otwarte do zmroku, ale w piątek i w najbliższą sobotę oraz niedzielę będą otwarte do godz. 19–20.

W domach, przy zapalonej świeczce, zamierza zostać 13 proc. Czechów, a 9 proc. nie interesuje się grobami bliskich i w żaden sposób nie świętuje tego dnia. Najwięcej osób odwiedza największą czeską nekropolię – Cmentarz Olszański w Pradze. Do wielkich należą też cmentarze w Ołomuńcu oraz Ostrawie.

Polski historyk i pisarz mieszkający od lat w Czechach Mariusz Surosz powiedział PAP, że z roku na rok cmentarze odwiedza coraz więcej Czechów. „Tradycja Dusziczek zdecydowanie wygrywa z Halloween” – powiedział. Jak zauważył, Czesi coraz więcej też wydają przy okazji tych wizyt, w tym na wielkie znicze, kwiaty w doniczkach i wianuszki z serduszkami z napisem „Pamiętamy”.

„Ładne to może nie jest, ale jeszcze kilka lat temu na grobach nie było nawet tego” – mówi PAP Surosz. Zauważa też, że kwiaty i światła trafiają nie tylko na groby lub do katakumb, w których znajdują się urny z prochami, ale także na tzw. łąki pożegnań lub łąki rozproszenia.

Tego typu miejsca znajdują się nie na każdym cmentarzu w Czechach, ale jest ich dużo. To tam przedstawiciel zakładu pogrzebowego po kremacji rozsypuje prochy osoby zmarłej.

„To są ceremonie bardzo prywatne, tylko z kilkoma osobami bliskimi” – ks. Czendlik, z parafii w Lanszkrounie we wschodnich Czechach. „Nie widzę w tym nic złego, ale wydaje mi się, że częściej urny z prochami bliskich wkładane są do grobów bliskich, którzy wcześniej zmarli” – powiedział.

Ks. Czendlik – jeden z najpopularniejszych w Czechach duchownych katolickich, prowadzący swój program w telewizji i współautor jednego z bestsellerów – w rozmowie z PAP zauważył też, że „osoby starsze zostawiają w domach całość lub część prochów żony, męża, rodziców lub rodzeństwa”. „Firmy zajmujące się kremacją zwłok wydają urny, a później to już tylko od rodziny zależy, co z tym zrobi. Nie ma nakazu, żeby przekazać to na cmentarz lub rozsypać” – dodaje. Podkreśla, że z kremacją związany jest fakt, że w Czechach – jak to ujął – „nie ma głodu cmentarzy”. „Ludzie umierają, przybywa zmarłych, ale cmentarze nie rosną. Jest dużo kremacji” – wskazał.

Ks. Jerzy Gapski, który od początku lat 90. sprawuje posługę w Czechach i odprawia msze za dusze zmarłych w kościele pw. Filipa i Jakuba na jednym ze starych cmentarzy praskich na osiedlu Malvazinky w dzielnicy Smichov, przypomina, że Watykan nie zakazuje kremacji. „Prochów nie można jednak rozrzucać, powinny znajdować się w miejscu świętym” – mówi PAP.

Konferencja Episkopatu Czech na swojej stronie internetowej wyliczyła, że około 20 proc. wszystkich pochówków w tym kraju ma charakter kościelny. Zauważa się też, że w „ostatnich latach pojawił się trend nieorganizowania pogrzebów w ogóle oraz tak zwanych pogrzebów socjalnych”, przy czym koszt takiego pochówku to około 280 euro, a pogrzeb z ceremoniałem – już 1 tys. euro.

Dusziczky oznaczają – jak zauważa agencja CzTK – zwiększony utarg dla sprzedawców kwiatów i zniczy, ale dodatkowym zainteresowaniem cieszą się w tych dniach także notariusze, u których na poczekaniu można sporządzić testament. (PAP)

REKLAMA