Szokujące wypowiedzi lekarza pediatry: polskie dzieci są „porywane” do szpitali. Bo kasa musi się zgadzać!

Obrazek ilustracyjny. Foto: pixabay
Obrazek ilustracyjny. Foto: pixabay
REKLAMA

– Połowa polskich dzieci, które leżą w polskich szpitalach powiatowych nigdy nie powinna tam trafić – mówi dla nczas.com polski pediatra, który od lat obserwuje rozgrywający się na jego oczach finansowo-medyczny szwindel. – Trafiają tam tylko dlatego, bo szpitale chcą „wyrobić kontrakt” i potrzebują do tego „dziecięcego mięsa”. Lekarze ładują więc do szpitali dzieci, które nie wymagają hospitalizacji. A w szpitalach te niepotrzebnie przebywające tam dzieci b. często łapią choroby, na które znów można naciągnąć budżet NFZ!

Jestem lekarzem specjalistą pediatrą z dwudziestokilkuletnim stażem pracy na różnych szczeblach i w różnych miejscach. Pracę swą rozpocząłem po studiach medycznych jako młodszy asystent w Klinice Nefrologii Pediatrycznej w Warszawie pod kierownictwem P. Prof. M. Sieniawskiej. Praca ta choć nie trwała długo, bardzo silnie wpłynęła na sposób mego myślenia w medycynie i o medycynie.

REKLAMA

Potem pracowałem na prowincji w szpitalach, ich oddziałach pediatrycznych i neonatologicznych, poradniach pediatrycznych, pogotowiu ratunkowym. Po latach pracy miałem okazję zmierzyć się z prowadzeniem oddziałów pediatrycznego i noworodkowego pierwszego stopnia referencyjności. Aktualnie prowadzę również oddziały pediatryczny i noworodkowy I stopnia.

Niezaprzeczalnym faktem jest to, że w polskich oddziałach pediatrycznych szpitali rejonowych, mniej więcej co drugie dziecko hospitalizowane jest mimo braku wskazań medycznych. Wielokrotnie wykazały to zjawisko kontrole NFZ, przy okazji różnych, najczęściej negatywnych wydarzeń. Dzieje się tak dlatego, by zrealizować kontrakt przyznany przez NFZ, co jest warunkiem utrzymywania oddziału w danym szpitalu. Osoby prowadzące oddziały pediatryczne są pod silną presją dyrekcji szpitali. Są zmuszone do przyjmowania pacjentów pediatrycznych w ilości gwarantującej wyrobienie kontraktu.

Ponieważ dzieje się tak od wielu lat, stało się to normalnością i większość ordynatorów już się nad tym nie zastanawia. Jest to oczywiste pogwałcenie artykułu 2 Kodeksu Etyki Lekarskiej o treści: „Najwyższym nakazem etycznym lekarza jest dobro chorego salus aegroti suprema lex esto. Mechanizmy rynkowe, naciski społeczne i wymagania administracyjne nie zwalniają lekarza z przestrzegania tej zasady.”

W tym mechanizmie to pacjent jest potrzebny oddziałowi, a nie oddział pacjentowi. Zjawisko to skutkuje całym szeregiem patologii. Wymienię je:

– umieszczanie dzieci w obcym, szpitalnym środowisku, nagminnie, mimo braku wskazań do hospitalizacji, co jest sprzeczne z pierwszym punktem Europejskiej Karty Praw Dziecka w szpitalu, którego brzmienie cytuję:

Dzieci powinny być przyjmowane do szpitala tylko wtedy, kiedy leczenie nie może być prowadzone w domu, pod opieką Poradni lub na oddziale dziennym.

– narażanie dzieci na ból. W naszym kraju, regułą jest pobieranie krwi każdemu dziecku przyjętemu, potrzebnie czy niepotrzebnie, do szpitala, niezależnie od tego, czy są do tego wskazania, czy też ich brak, co również stoi w sprzeczności ze wspomnianą Kartą Praw z jej punktem piątym, który brzmi:

Każde Dziecko powinno być chronione przed zbędnymi zabiegami diagnostycznymi i leczniczymi – jakże często pobiera się krew na badania rutynowo, choć ich wyników nie bierze się pod uwagę przy podejmowaniu decyzji terapeutycznych

– narażanie dzieci na infekcje wewnątrzszpitalne, w tym związane z naruszeniem ciągłości tkanek, jakże często bezzasadnie

– narażanie dziecka na niepotrzebne, nieuzasadnione terapie. Jest to wynik przekonania, że skoro dziecko jest w szpitalu, to musi być leczone w sposób „szpitalny”, tzn. dożylnie, jakże  często  zupełnie niepotrzebnym antybiotykiem

– traktowanie dzieci w sposób instrumentalny

– wyłudzanie pieniędzy, w skali kraju ogromnej ilości, jako zapłaty za w około 50% nieuzasadnione hospitalizacje

CZYTAJ DALEJ ->

REKLAMA