Jedna wielka ustawka. PiS i tak zablokowałby Marsz Niepodległości. „Przejęcie marszu narodowców. Decyzja zapadła na samej górze”

Jarosław Kaczyński oraz Marsz Niepodległości (kolaż). / fot. PAP
Jarosław Kaczyński oraz Marsz Niepodległości (kolaż). / fot. PAP
REKLAMA

Hanna Gronkiewicz-Waltz wydała wczoraj skandaliczną decyzję o zakazie Marszu Niepodległości, której nie popiera nikt poza „betonowym” elektoratem Platformy Obywatelskiej, który z radością przyjmie każdą decyzję tej partii. Sprawa ma jednak drugie dno, okazuje się bowiem, że gdyby marszu nie zakazała prezydent Warszawy, zrobiłby to wojewoda mazowiecki nominowany przez Prawo i Sprawiedliwość.

Wydarzenia ostatnich tygodni jednoznacznie wskazują na POPiS-ową ustawkę. Najpierw Andrzej Duda miał wziąć udział w Marszu Niepodległości, później z tego pomysłu się wycofał, oficjalnie przez inne ważne uroczystości, a nieoficjalnie z obawy przed kontrowersyjnymi transparentami, z którymi miałby być powiązany.

REKLAMA

W środę, czyli w ostatnim możliwym dniu, decyzję o zakazie Marszu Niepodległości wydała Hanna Gronkiewicz-Waltz, motywując to kwestiami bezpieczeństwa, które miała ustalać z policją. Policja na Twitterze informuje jednak, że żadnych przeciwwskazań dla przeprowadzenia marszu nie zgłaszała. Organizatorzy imprezy cyklicznej informują o tym, że odwołają się do sądu.

Ten prawdopodobnie uzna, najpóźniej w piątek rano, decyzję Gronkiewicz-Waltz za niezgodną z prawem, podobnie jak miało to miejsce w przypadku prezydenta Żuka i marszu równości w Lublinie. Na decyzję sądu nie miał jednak zamiaru czekać Prezydent Andrzej Duda, który jak rycerz na białym koniu, wjechał ze swoją szlachetną propozycją, dobrodusznego uratowania Marszu Niepodległości.

„Wirtualna Polska” informuje o tym, że decyzja o zakazie przeprowadzania Marszu Niepodległości była przygotowana już przez wojewodę mazowieckiego Zdzisława Sipierę z Prawa i Sprawiedliwości i miała być ogłoszona godzinę później. Decyzja o rozwiązaniu największego patriotycznego marszu miała zapaść w gabinecie Jarosława Kaczyńskiego.

Najpierw były negocjacje Kancelarii Prezydenta z organizatorami Marszu Niepodległości. Nieudane. Obie strony nie doszły do porozumienia. Prezydent nie chciał maszerować na warunkach przedstawionych przez narodowców. Narodowcy nie zgadzali się na warunki prezydenta – mówi informator WP z PiS-u.

Po tym, jak prezydent wycofał się z Marszu Niepodległości spadła na niego lawina krytyki. Trzeba było ratować sytuację. Stąd pomysł na przejęcie marszu narodowców. Decyzja zapadła na samej górze – dodaje. Wczorajsze spotkanie Andrzeja Dudy i Mateusza Morawieckiego miało być więc jedynie szopką dla mediów, a decyzje zostały podjęte już dużo wcześniej.

I nic tutaj nie może dziwić, przygotowanie marszu od strony organizacyjnej, nawet jeżeli frekwencję zapewni Marsz Niepodległości, nie byłoby możliwe w kilka dni (choć jak pokazała sprawa 12 listopada nie ma dla tej władzy rzeczy niemożliwych). Ostatecznie „Biało-czerwony Marsz” ma zostać zorganizowany przez Ministerstwo Obrony Narodowej, a na jego początku przemawiał będzie Prezydent Andrzej Duda.

Co ciekawe rządowo-prezydencki marsz zaplanowano na godzinę 15, a nie godzinę wcześniej, jak miał się rozpocząć Marsz Niepodległości. Czy uczestnicy oddolnej, patriotycznej manifestacji ruszą wcześniej nie czekając na przemówienie Prezydenta Andrzeja Dudy. Najbardziej zdumiewające w całym tym „ratowaniu” Marszu Niepodległości jest to, że strona PiS-owska nie ustaliła tego ze Stowarzyszeniem Marszu Niepodległości.

Wydaje się więc, że będziemy mieli dwa marsze w tym samym czasie, które przejdą tą samą trasą. Czyli stan prawny wygląda tak, że rząd nie czeka na uchylenie przez sąd zakazu HGW, które nastąpi jutro, tylko de facto kasuje prawnie Marsz Niepodległości ustanawiając na naszej trasie „uroczystości państwowe”. Wszystko wygląda na przygotowane wcześniej. A my się nie wycofujemy – napisał na Twitterze Krzysztof Bosak.

REKLAMA