W piątek pokazali wyniki, a dopiero w niedzielę były wybory. I wszystko się zgadza

Manifestacja w Doniecku. Foto: wikimedia
Manifestacja w Doniecku. Foto: wikimedia
REKLAMA

Bez żadnych zaskoczeń, tak można pokrótce podsumować wyniki nielegalnych wyborów w samozwańczych republikach Donieckiej i Ługańskiej. „Zaskakująco” wyniki są bardzo podobne, jak te, przedstawione przez agentów SBU w piątek.

Pomimo, że wiele krajów potępiło przeprowadzenie wyborów, a Kijów zapowiedział pociągnięcie do odpowiedzialności karnej organizatorów to, jak podaje agencja TASS, wyborcy licznie ruszyli do urn.

REKLAMA

Oficjalna frekwencja wyniosła 77 procent w Doniecku i 80 procent w Ługańsku. Dokładnie taką samą liczbę wskazano na piątkowej konferencji szefa SBU, które miało wejść w posiadanie „oficjalnych wyników”. Jak się okazuje, nie były to czcze przechwałki.

Bez zaskoczenia również w wyborze przywódców DRL i ŁRL. W Doniecku wygrał pełniący obowiązki przywódcy Denis Puszylin. Ługańsk zdobyty został przez Leonida Pasinczyka również pełniącego obowiązki przywódcy przed 11 listopada.

Rosja jest jedynym krajem, który uznał wybory za legalne. Wszystkie pozostałe kraje Unii Europejskiej oraz Stany Zjednoczone potwierdziły stanowisko, iż wybrani przedstawiciele nie są władzą, z którą prowadzić można rozmowy na szczeblu politycznym.

„Polska nie uznaje jakichkolwiek działań podważających suwerenność i integralność terytorialną Ukrainy w jej międzynarodowo uznawanych granicach” – oświadczyło polskie MSZ.

Według międzynarodowych agencji wyniki przedstawione przez komisje są nieweryfikowalne przy użyciu międzynarodowych standardów. Podstawowym zarzutem jest brak dokładnej liczby obywateli uprawnionych do głosowania.

źródło: ZIK.ua / Wolność24.pl

REKLAMA