Argentyński okręt podwodny, który zaginął rok temu został odnaleziony. Na razie nie ma szans na jego wydobycie

Okręt podwodny klasy Scorpene. Źródło: narada
Francuski okręt podwodny klasy Scorpene. Źródło: narada
REKLAMA

Argentyński okręt podwodny ARA San Juan został zlokalizowany na dnie Atlantyku niemal dokładnie rok po tym, kiedy zaginął z 44 osobową załogą.

Statek został zlokalizowany na głębokości 800 metrów w wodach u wybrzeży Półwyspu Valdes w Argentyńskiej Patagonii. Argentyńska marynarka wojenna ogłosiła, że na wrak okrętu ARA San Juan trafił autonomiczny podwodny robot z norweskiego statku „Seabed Constructor” pracującego dla amerykańskiej firmy Ocean Infinity, wynajętej do poszukiwania zaginionego okrętu. Wrak zlokalizowano po 4 miesiącach od momentu rozpoczęcia poszukiwań.

REKLAMA

Okazało się, iż zakrojone na szeroką skalę poszukiwania z udziałem, statków i okrętów z 18 państw, które rozpoczęto 3 dni po tym gdy utracono łączność z ARA San Juan, prowadzono w zupełnie innym miejscu. Wrak zlokalizowano kilkaset kilometrów od rejonu ówczesnych poszukiwań.

Na podstawie danych uzyskanych z sonarów potwierdzono, iż przyczyną tragedii była implozja kadłuba. Szczątki okrętu są oddalone od siebie o 70 m.

Odkrycie zostało ogłoszone zaledwie dwa dni po tym, gdy rodziny zaginionych marynarzy zorganizowały obchody rocznicy po tym, gdy okręt zniknął w dniu 15 listopada 2017 r.

Rodziny i krewni domagają się od rządu Argentyny podniesienia wraku z dna Atlantyku. Technicznie istnieje taka możliwość ale problemem są gigantyczne koszty takiej operacji. Rodziny chcą aby przyczynę tragedii ARA San Juan wyjaśniło śledztwo, a bez wydobycia wraku nie ma możliwości ustalenia co było przyczyną implozji.

ARA San Juan wracał do swojej bazy w mieście Mar del Plata, gdy kontakt z okrętem został utracony. Wcześniej prowadził misję rozpoznawczą na wodach wokół archipelagu Falklandów, o który Argentyna toczy spór z Wielką Brytanią.

Na pokładzie okrętu doszło wcześniej do pożaru podczas ładowania akumulatorów. W trudnych warunkach atmosferycznych, przy wysokiej fali na głębokości peryskopowej woda dostała się przez tzw. chrapy do wnętrza okrętu, co spowodowało zwarcie w instalacji elektrycznej i wybuch pożaru. Załodze udało się opanować ogień ale baterie dziobowe uległy zniszczeniu. Załoga kontynuowała rejs jednak nie udało się jej dotrzeć do macierzystego portu.

REKLAMA