„Precz z Macronem!” Ostre protesty „żółtych kamizelek” we Francji. 1 osoba nie żyje, ponad 200 rannych, ponad 100 aresztowanych [VIDEO]

Nie chcą Macrona i podwyżki podatków. Protesty we Francji. Foto: tter
Nie chcą Macrona i podwyżki podatków. Protesty we Francji. Foto: tter
REKLAMA

Sobotni protest i blokady „żółtych kamizelek” objęły całą Francję. Demonstrowano przeciwko rosnącym cenom benzyny i podatkom i domagano się dymisji Macrona.

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych podaje, że w protestach udział wzięło ok. 280 tysięcy osób. Sami uczestnicy zaś, że okło miliona. To i tak znacznie mniej, niż spodziewano się w piątek. Wg sondaży na ulice i drogi miało wyjąć nawet kilka milionów osób.

REKLAMA

W czasie protestów doszło do kilku wypadków i starć z policją. W Sabaudii otoczona żółtymi kamizelkami kobieta za kierownicą w panice nacisnęła na gaz i przejechała manifestantkę. Jak podało wieczorem MSW, w całym kraju rannych zostało 227 osób, w tym sześć poważnie, zatrzymano 117, z czego 73 trafiło do aresztu.

Do wczesnego popołudnia dochodziło do strać z policją, próbującą umożliwić ruch, ale według doniesień, w przeważającej większości miejsc wszystko odbywało się w spokoju.

Kierowcy francuscy czują się, jak mówią „zaszczuci przez władze”, które – twierdzą – „mają ich za dojne krowy”. I przypominają masowe ustawiania radarów notujących „nawet kilometr przekroczenia prędkości, za którym idzie mandat”, podrożenie „szarej karty”, czyli dowodu rejestracyjnego pojazdu i podwyżkę cen paliw, do której dołożył się nowy podatek „ekologiczny”, który stał się zapalnikiem protestu.

Poza wielkimi miastami transport publiczny we Francji jest bardzo słabo rozwinięty i posiadanie samochodu jest tam konieczne. Przede wszystkim, żeby dojechać do pracy, często oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów, żeby zawieźć dzieci do szkoły i zrobić zakupy.

Mieszkańcy wsi i małych miast francuskich nazywanych „Francją peryferyjną” od lat widzą, jak zamyka się tam służby publiczne – urzędy, poczty, szpitale i szkoły, co powoduje kurczenie się miejsc pracy i zamykanie placówek handlowych.

To przeciw temu protestowała w sobotę Francja, w równym stopniu, co przeciw podatkom na benzynę – twierdzą zgodnie komentatorzy. I zapowiadają, że niezależnie od sporów wokół liczby uczestników, rząd nie będzie mógł uznać, że „nic się nie stało”.

Postulatom ekonomicznym i społecznym towarzyszyły wezwania do dymisji Macrona, który cieszy się wyjątkowo nisko popularności – niższą nawet niż na tym samy etapie prezydentury miał Hollande.

Według najnowszego sondażu jedynie 3.1 proc. Francuzów popiera w tym sporze prezydenta Macrona.

REKLAMA