Przerażający raport o „praworządności” w Parlamencie Europejskim. Europoseł Sośnierz miażdży hipokryzję Brukseli

Dobromir Sośnierz. Foto: fb
Dobromir Sośnierz. Foto: fb
REKLAMA

Głosowanie przez „podniesienie ręki”, liczenie głosów „na oko” i kilkaset głosowań na jednej sesji – tak wygląda codzienność w Parlamencie Europejskim. Europoseł Dobromir Sośnierz wraz z ekspertami miażdży hipokryzję brukselskich polityków.

„Głosowanie poprzez podnoszenie ręki i ocenianie optyczne są ostateczne. Jeśli nikt ich nie zakwestionuje na sali i nie poprosi o weryfikację elektroniczną, to to głosowanie jest ostateczne” – mówił Sośnierz komentując przedstawiony wcześniej raport „Praworządność proceduralna w Parlamencie Europejskim” przygotowany przez Fundację Ośrodka Analiz Prawnych, Gospodarczych i Społecznych im. Hipolita Cegielskiego oraz Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris.

REKLAMA

Jak wynika z raportu, tryb głosowania w Parlamencie Europejskim jest nie tyle zły, co wręcz skandaliczny. Eksperci wyliczyli kilkanaście wad, które nigdy nie pojawiłyby się nawet w mniej demokratycznych państwach.

„Tempo prowadzonych głosowań już na pierwszej sesji było dla mnie wstrząsające, jak i fakt, że w tak niechlujny i pośpieszny sposób można procedować prawo „ – wspominał europoseł Dobromir Sośnierz.

„To standard, który w PE jest powszechnie przyjęty, a w zdecydowanej większości parlamentów narodowych byłby uznany przynajmniej za jakąś aberrację. Jakimi zdolnościami musiałby dysponować człowiek, żeby w ciągu 2-3 sekund dokonać rzeczywistej oceny rozkładu kilkuset głosów, gdy te głosy są rozłożone na przykład mniej więcej po równo?” – dodał dr Tymoteusz Zych.

Sposób głosowania i tempo, to nie jedyny problem. W raporcie czytamy również, że tłumacze symultaniczni zatrudnienie w Parlamencie Europejskim nie nadążają z tłumaczeniem, przez co europosłowie często nie wiedzą, nad czym faktycznie pracują.

„Żeby doszło do skutecznego głosowania, jego słowa muszą zostać przetłumaczone na języki, którymi posługują się europosłowie. Proszę sobie wyobrazić, że bardzo zaawansowany tłumacz symultaniczny próbuje – przyjmując średnią wartość – w ciągu 3-4 sekund przetłumaczyć to, co mówi przewodniczący. W praktyce mamy do czynienia z jednym wielkim chaosem i notorycznie zdarzającym się sytuacjami, w których tłumacze nie nadążają za słowami wypowiadanymi przez przewodniczącego” – komentował dr Zych.

Jak widać Parlament Europejski to właściwy szczyt hipokryzji. Czy doczekamy się zatem uruchomienia art. 7 wobec brukselskich urzędników? Śmiemy wątpić.

Źródło: OsrodekAnaliz.pl / wolnosc24.pl

 

REKLAMA