Wojciech Cejrowski to człowiek odważny. Dwa dni temu zwymyślał, słusznie zresztą decydentów z TVP. Wczoraj zaś zaczął… kusić polskie służby fiskalne ujawniając swoje gigantyczne dochody. Albo się ich nie boi, albo też do kraju się już więcej nie wybiera. Tak można wnioskować po serii wpisów, które zamieścił na Twitterze.
Podróżnik i artysta postanowił pochwalić się swymi zarobkami, albo przynajmniej ich częścią. Jak ujawnił, za same występy na estradach podliczył się na pół miliona dolarów rocznie.
W ciągu roku dał ich w sumie 54, przy średnim wypełnieniu sali 95%. Jego popisy estradowe miało obejrzeć 22 tysiące widzów. Jeśli przyjąć średnią cenę 75 zł za bilet, to rzeczywiście może się uzbierać pół miliona dolarów.
Wynik piękny, ale czy to niezbyt ryzykowne, by w Polsce, kraju przemocy fiskalnej tak się chwalić? Być może Cejrowski został samobójcą podatkowym.
Szanowni Państwo,
właśnie dostałem wyniki po zakończeniu sezonu. W roku 2018 dałem 54 występy – czyli pierwsza liga artystyczna. Średnie wypełnienie sali 95% – czyli extra klasa. Widziało mnie na scenie ponad 22.000 osób.
Dziękuję Państwu oraz wszystkim Organizatorom.
wc pic.twitter.com/25KP2RSkAu— The Wojciech Cejrowski LIGHT (@TheWCejrowski) December 5, 2018
PS
W USA policzyliby jeszcze moją wartość rynkową (liczba biletów pomnożona przez ich cenę), a wtedy wart jestem pół miliona dolarów rocznie. Na rynku stand-up comedy taki wynik unosi brwi każdego agenta. #PolakPotrafi!***
WIĘCEJ ZDJĘĆ https://t.co/Sc6B0Jse2a pic.twitter.com/bBtryLfoCw
— The Wojciech Cejrowski LIGHT (@TheWCejrowski) December 5, 2018