Podobno sam Grzegorz Schetyna interweniował w sprawie uchwały, obniżającej mieszkańcom Warszawy bonifikatę za użytkowanie wieczyste z 98 na 60 procent. Teraz ma ona iść do kosza. Ale dla wyborców to dowód, że przez trzy lata w opozycji Rafał Trzaskowski niczego się nie nauczył.
Obiecywanie „złotych gór” a potem cyniczne „krojenie” wyborców to stały element platformerskiej polityki. Jeśli wyborcy Trzaskowskiego mieli złudzenie, że to się zmieni, to bufonowaty prezydent Warszawy nie pozostawił im żadnych złudzeń. Swoje urzędowanie zaczął nie od dawania, a od odbierania tego, co sam obiecał. W tej dziedzinie mógł się przynajmniej jednej rzeczy nauczyć od PiS: jeśli chcesz coś komuś zabrać, to najpierw mu coś daj.
Tymczasem Trzaskowski zaczął rządy w typowy dla „platformersów” sposób – od stwierdzenia, że „nie da się”. Czytaj: „co prawda uwierzyliście frajerzy w moje obietnice i zagłosowaliście na mnie, ale teraz, kiedy jestem już prezydentem, mam was gdzieś”. Kwintesencją tej cynicznej polityki była wypowiedź rzeczniczki Trzaskowskiego i twarzy jego kampanii, niejakiej Gajewskiej.
Radna @AGajewska, rzeczniczka i twarz kampanii wyborczej Trzaskowskiego o zmniejszeniu bonifikaty: Teraz wiemy, jakie są potrzeby miasta. jakie są wyzwania. #Trzaskowski w całej kampanii powtarzał, że wszystko ma policzone i pieniędzy na jego obietnice wystarczy. #OszustwoPO pic.twitter.com/BASbu01VmL
— Waldemar Kowal (@waldemar_kowal) 18 grudnia 2018
Rafałek najwyraźniej nie zauważył, że przez ostatnie trzy lata trochę się w Polsce zmieniło. Niekoniecznie na dużo lepsze, ale przynajmniej poszły nieco w górę standardy dotrzymywania wyborczych obietnic. Zauważył to już chyba nawet sam Grzegorz Schetyna, który szybko przywołał swojego bufonowatego pupilka do porządku. Ale i tak PiS miał dziś używanie, oskarżając nowego prezydenta Warszawy o oszustwo i nieudolność.
Lepszego prezentu na święta opozycja PiS-owi zrobić nie mogła.