[TYLKO U NAS!] „Gazeta Wyborcza” kłamała ws. strajku w Telewizji Republika? Pracownik: To jakieś żarty. Są problemy, ale nie takie jak opisali

REKLAMA

„Znowu nie mam na bilet do domu. Znowu będę prosić tych szczęśliwców, którzy dostali przelew, by mi pożyczyli sto złotych” – miała powiedzieć „Gazecie Wyborczej” anonimowa dziennikarka Telewizji Republika. Gazeta Adama Michnika natychmiast stworzyła informację o ewentualnych strajkach, a nawet zamknięciu telewizji. Ile jest w tym prawdy?

Zdaniem dziennikarzy „Wyborczej” dziennikarze stacji napisali specjalny list do szefostwa, w którym opisują swoją fatalną sytuację finansową. Co ciekawe, miał on zostać również przekazany do Kancelarii Premiera i Prezydenta.

REKLAMA

„W ten wyjątkowy czas, gdy zasiądą państwo przy wigilijnym stole (…), prosimy na chwilę wspomnieć o nas, pracownikach telewizji Republika, którzy od kilku miesięcy nie dostali wynagrodzenia za swoją pracę. Z podobnymi sytuacjami mamy do czynienia co miesiąc, ale w okresie świątecznym są one szczególnie przykre” – czytamy w liście.

Aby ustalić jaka jest prawda na temat sytuacji we wspomnianej stacji postanowiliśmy porozmawiać z jej pracownikami. Okazało się, że przedstawione fakty są „dość mocno naciągane”.

„Jak przeczytałem info o strajku to realnie chciało mi się śmiać. Przecież prawie wszyscy w tej stacji zatrudnieni są na umowy o dzieło, ewentualnie mają swoje działalności gospodarcze. Jak w ogóle miałby wyglądać strajk? Pusta antena czy czarna klatka?” – powiedział nam pracownik działu produkcji.

W rozmowie z nami potwierdził również, iż są opóźnienia w płatnościach, jednak nie dochodzi do sytuacji, że ktoś pracujący tam na stałe nie otrzymuje wypłaty przez kilka miesięcy.

„Mam u siebie w dziale kilkanaście osób, wszystkie mają podobną sytuację. Dostajemy pieniądze z opóźnieniem, ale co ważne, dostajemy. To nie jest tak, że ktoś nie dostaje wypłat przez 3-4 miesiące. Najczęściej w przeciągu miesiąca dostajemy 2 przelewy, płatności są dzielone na 2, dzięki czemu każdy otrzymuje pieniądze” – mówił pracownik.

„Gorzej może być z tymi, którzy robili jakieś pojedyncze zlecenia dla telewizji i zakończyli współpracę. Wtedy wiem, że bardzo ciężko jest szybko uzyskać pieniądze” – dodał.

Nasz rozmówca przyznał również, że wie, iż powstał list który został przekazany na ręce szefostwa. Plotki krążące po redakcji mówią, że trafiły one również do Kancelarii Prezydenta i Premiera.

„Ale po co? Czy ktokolwiek myśli, że Andrzej Duda czy Mateusz Morawiecki przeczytają list i zareagują? To jest po prostu śmieszne i nie wiem, co miało wywołać” – podsumował.

Źródło: Wyborcza.pl / NCZas.com

REKLAMA