
Zbigniew Wodecki zmarł w maju 2017 roku, ciągle jednak pozostaje w pamięci Polaków. Okazuje się, że przed swoją śmiercią znany muzyk wypowiedział prorocze, niestety, dla siebie słowa, przewidując niejako własną śmierć.
Zbigniew Wodecki trafił do szpitala po udarze mózgu, który był spowodowany komplikacjami po wszczepieniu pomostowania aortalno-wieńcowego. Od 8 maja Wodecki był w śpiączce, w tym czasie chorował również na zapalenie płuc.
Ze szpitala już nie wyszedł, zmarł niecałe trzy tygodnie później – 22 maja. – Mimo niezwykłej woli życia i staraniom lekarzy udar dokonał nieodwracalnych obrażeń – głosił post na Facebooku artysty.
Operację, po której wystąpiły powikłania, Zbigniew Wodecki przeszedł w szpitalu w Warszawie. Po udarze trafił do Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA przy ul. Wołoskiej w Warszawie, gdzie zmarł.
Okazuje się, że Zbigniew Wodecki wiedział skąd wzięły się jego problemy zdrowotne. – Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie serce. Mam migotanie przedsionków i lekką rozedmę płuc. Te dolegliwości zawdzięczam graniu na trąbce, która jest bardzo ciężkim instrumentem dętym – mówił.
W wywiadzie dla „Życia na gorąco”, w którym padły te słowa, Wodecki niejako przewidział, że umrze, kiedy tylko na dłuższy czas przestanie grać. Mimo problemów zdrowotnych dalej chciał koncertować. – Nie zamierzam zmniejszać ilości koncertów, nie ma o tym mowy. Jak przestanę grać, to umrę! – mówił.
Źródło: party.pl/fakt.pl