„Nie mogę mówić. Oni zabili mi syna; machlojki robią. Uznali go za zmarłego. Nie walczą o niego” – to słowa matki jednego z górników z Gliwic, który zginął w kopalni CSM Stonawa w Czechach.
Rodzice tego górnika wyszli z budynku kopalni, wraz ze spakowanymi rzeczami syna w czarny worek. Jego ciało wciąż pozostaje pod ziemią.
Rodziny górników przybywały do kopalni w sobotę i w niedzielę, żeby pożegnać swoich bliskich. Palili znicze i modlili się, przekazywali wzajemnie sobie kondolencje.
Wśród obecnych był jeden z górników, który przygotowywał się do zjazdu w głąb szybu, tuż przed wybuchem.
„Miałem zaszczyt z nimi pracować przez trzy lata. Współczuję bardzo ich rodzinom. Też jest mi ciężko, bo to były fajne chłopaki. Dobrzy pracownicy, porządni ludzie. Do teraz cały chodzę. Nie umiem się z tym pogodzić” – powiedział młody górnik.
Górnicy w wyniku wybuchu znajdowali się 800 metrów pod ziemią. Ciała większości z kilkunastu zabitych górników nadal nie wydobyto.
Źródło: Fakt24