
Nie było świadomej próby uśmiercenia zwierzęcia, lecz splot nieszczęśliwych okoliczności – uznała białostocka prokuratura i umorzyła dochodzenie, w sprawie śmierci psa ciągniętego na lince za samochodem przez kilka kilometrów.
Do nieszczęśliwego wypadku doszło w połowie października ubiegłego roku. Mężczyzna jadący nad ranem samochodem przez centrum Białegostoku ciągnął za autem psa na lince zaczepionej za obrożę. Linka była zaczepiona o samochód. W końcu się urwała, ale zwierzęcia nie można było już uratować.
Prokuratura wnikliwie badała tę sprawę uznając, że kierowca będący także właścicielem psa nie popełnił przestępstwa i nie postawiła mu zarzutów uznając, że kierowca nie miał świadomości, że ciągnie psa.
W ramach czynności sprawdzających dokonano oględzin samochodu, zabezpieczając fragmenty włókien z linki w trzech miejscach samochodu: na haku holowniczym, koło rury wydechowej i na podwoziu, w okolicy łączenia stalowych elementów i sprężyny przy jednym z kół. Posiłkowano się miejskim monitoringiem oraz przeprowadzono badanie wariografem.
– Ostatecznie stwierdzono, że wersja podana przez kierowcę, że pies mógł przypadkowo zaczepić się linką o element samochodu i prowadzący samochód mógł tego nie widzieć jest możliwa – powiedział prokurator Płoński.
Wśród dowodów było też badanie wariografem, czyli wykrywaczem kłamstw. Tu biegły uznał, że odpowiedzi na zadawane pytania były zgodne z prawdą.
Postanowienie nie jest prawomocne, ale prezes białostockiego oddziału TOZ Anna Jaroszewicz powiedziała, że nie wyklucza złożenie zażalenia na decyzję prokuratury.
Źródło: Polsat News