Znamy sposób na naprawę edukacji, o którym nie mówią ani strajkujący ani rząd

Zdjęcie ilustracyjne. / foto: pixabay.com
Zdjęcie ilustracyjne. / foto: pixabay.com
REKLAMA

Strajk nauczycieli, którzy domagają się podwyżek to tylko wierzchołek góry lodowej problemów polskiej oświaty. Niezależnie od tego czy rząd spełni ich postulaty, czy też nauczycielskie pensje pozostaną na tym samym poziomie, system edukacji nadal pozostanie skrajnie nieefektywnym skansenem. Realna poprawa jakości kształcenia wymaga głębokich reform dotykających istoty funkcjonowania całego systemu, zamiast ciągłego pudrowania trupa.

Kolejne reformy, ciągłe zmiany podstaw programowych, wprowadzanie gimnazjów po to, by po dwudziestu latach je zlikwidować. Przerośnięta biurokracja, marnotrawione środki, niska jakość kształcenia i kiepskie pensje nauczycieli. Tak wyglądają realia większości polskich szkół.

REKLAMA

Problemy, grzechy i zaniedbania systemu edukacji można by wymieniać w nieskończoność. Do najważniejszych bez wątpienia należą skostniała struktura, nieefektywne systemy kształcenia, zabijanie kreatywności i umiejętności samodzielnego myślenia wśród uczniów, promowanie przeciętności i wtłaczanie w utarte, narzucone schematy.

Każdy uczeń spędza w szkolnych murach przeciętnie 11 895 godzin szkolnych od rozpoczęcia podstawówki do zakończenia liceum. Jednocześnie stopa bezrobocia wśród młodych wynosi 15,8%, a średnie zarobki po studiach wynoszą tylko 1750 zł…  Kolejne próby reform to nic innego jak tylko administracyjne przesunięcia w ramach tego samego systemu, zależnie od ideologicznych potrzeb kolejnych rządów.

W polskiej oświacie nic się nie zmieni dopóki nie zmieni się sposób finansowania szkół. W tej chwili to państwo odgórnie decyduje jak wykorzystać pieniądze podatników i które szkoły finansować, jakie programy mają realizować uczniowie i w jaki sposób kształcone są nasze dzieci. Możemy do woli zmieniać strukturę edukacji, powoływać gimnazja, likwidować je, tworzyć licea z trzema klasami, czterema czy nawet pięcioma. Nic to nie zmieni, dopóki nie oddamy decyzji w sprawie finansowania oświaty tym, którym najbardziej zależy na jak najlepszym kształceniu dzieci, czyli ich rodzicom.

By to zrobić, nie trzeba wcale wymyślać na nowo prochu i szukać nierealnych rozwiązań. Istnieje pewien znany i sprawdzony sposób na oddanie rodzicom władzy nad edukacją, a mianowicie bony oświatowe. Bon to dokument za pomocą którego rodzice mogą opłacać edukację dziecka w wybranej szkole. Dzięki temu narzędziu pieniądze trafiają do tych szkół, które kształcą najlepiej i tym samym przyciągają uczniów. Bony powodują powstanie zdrowej konkurencji na rynku usług edukacyjnych, dzięki czemu wzrasta jakość kształcenia, a szkoły szybciej dostosowują się do rzeczywistości, gdyż te, które pozostaną skostniałymi skansenami zbankrutują.

Bony edukacyjne z powodzeniem funkcjonują w takich krajach jak Holandia, Irlandia, USA (w niektórych stanach), Hongkong, czy nawet w uznawanej za socjalistyczną Szwecji. W Polsce z sukcesami praktykowane są w niektórych samorządach (takich jak np. Nysa czy Kwidzyn). Wprowadzenie bonów edukacyjnych na poziomie ogólnopolskim proponuje Partia Wolność Janusza Korwin-Mikkego.

Zgodnie z przedstawioną wizją reformy systemu edukacji poprzez wprowadzenie bonów oświatowych przedstawioną przez Prezesa partii Janusza Korwin-Mikkego  – Bon edukacyjny polega na tym, że sumę wszystkich pieniędzy z budżetu, jakie wydajemy na szkolnictwo, dzielimy przez ilość dzieci. Następnie umieszczamy te pieniądze w specjalnym banku, drukujemy czeki na tę sumę i oddajemy je rodzicom. Rodzice płacą nimi w szkołach, które sami wybiorą dla swoich dzieci – mogą oczywiście dopłacić, potem szkoła realizuje ten czek w banku. Wybór odpowiedniej, najlepszej szkoły, byłby w gestii rodziców.

Wprowadzenie tego typu rozwiązań byłoby pierwszą realną reformą systemu edukacji zamiast tych wszystkich pozorowanych ruchów wykonywanych dotychczas przez kolejne rządy.

źródło: facebook/jkm.wolnosc, ec.europa.eu/eurostat

REKLAMA