Pijak Juncker wozi się za nasze pieniądze. Co druga podróż za granicę prywatnym samolotem za dziesiątki tysięcy euro

Jean Claude Juncker. Foto: PAP/EPA
Jean Claude Juncker podczas ataku skurczu/rwy kulszowej. Foto: PAP/EPA
REKLAMA

Brytyjski dziennik „Daily Mail” podliczył wyprawy Junckera. W ciągu 11 miesięcy 2018 roku odbył on 43 podróże zagraniczne z czego 21 prywatnym samolotem. Każda kosztowała dziesiątki tysięcy euro.

Juncker używa prywatnych samolotów jak taksówki, mimo, iż unijne przepisy zabraniają tego. Koszty takich lotów wynoszą dziesiątki tysięcy ero. Najdroższa okazała się wyprawa do Tunezji na zaledwie jedną noc. Zapłaciliśmy za nią prawie 37 tysięcy euro, czyli około 158 tysięcy złotych.

REKLAMA

Komisja Europejska podała, że to wcale nie tak dużo, bo Juncker zabrał ze sobą 13 urzędników, więc wyszło około 10 zł tysięcy od osoby. Oczywiście to tylko za przelot. Do tego ponad 2 tysiące zł za noc w hotelu. Juncker rocznie zarabia 350 tysięcy euro, ale i tak połaszczył się na 52 euro diety.

Do Helsinek przewodniczący Komisji poleciał sobie ze swymi przybocznymi za jedyne 26 tysięcy euro. Pogadał tam z członkami Europejskiej Partii Ludowej, spędził nockę i wrócił do Brukseli.

Nie wiadomo ile zapłaciliśmy za wypad do Madrytu. Także na jedną nockę. Tam wygłosił odczyt, spotkał z królem Filipem VI i odebrał nagrodę markiza de Villalobar. Komisja Eurpejska odmówiła „Daily Mail” wglądu w całe rachunki. Poinformowano tylko, że koszt jednodniowej eskapady wyniósł 7500 euro, czyli 32 tysiące złotych na osobę.

Aż 6 razy Juncker latał prywatnym samolotem do sąsiednich Niemiec.W tym dwa razy na tzw „roboczy obiad” z kanclerz Merkel.

Już w 2017 roku Juncker wywołał wściekłość, kiedy okazało się, że za prawie 27 tysięcy euro poleciał do Rzymu. Komisja Europejska stara się ukrywać teraz koszty eskapad Junckera nie podając całych sum, tylko średnie wydatki na osobę.

Latanie prywatnymi samolotami z byle okazji nie przeszkadza mu jednak opowiadać o groźbie globalnego ocieplenia i emisji spalin. Co innego bowiem władca Europy, a co innego jakiś tam europejski plebs.

REKLAMA