Patologia w samorządach. Milionowe długi, pożyczki w parabankach i… „unia da”. Tak wygląda rzeczywistość gmin w Polsce

długi samorządów
REKLAMA

Kredyty w parabankach, finansowanie upadłych placówek i liczenie na środki unijne, które milionami zasilą budżet. Tak niestety wygląda myślenie zarządców setek miasteczek i gmin w całej Polsce. Brak prądu w urzędzie to już nie wypadek przy pracy a codzienność.

„Coraz mniej dzieci oznacza, że z czasem rację bytu i ekonomiczny sens traci nie tylko funkcjonowanie placówek kultury, ale nawet szkoły. Brakuje środków związanych z subwencją oświatową i szeregiem innych transferów zasilających lokalną społeczność. Ratowanie tego stanu rzeczy przez kolejne kredyty, a nawet – jak w przypadku Ostrowic – pożyczki w parabankach, to jedynie konsekwencja strukturalnej niewydolności” – pisze Sławomir Doburzyński w serwisie prokapitalizm.pl.

REKLAMA

Autor jako przykład „fetyszu środków unijnych” wziął gminę, która od 1 stycznia 2019 roku przestała istnieć, czyli Ostrowice. Będąca samodzielną jednostką administracyjną prowadziła politykę „ścigania się z bogatym sąsiadem” co doprowadziło do milionowych długów i rzeczy, które nikomu nas nie przyszłyby do głowy.

Któż bowiem wyobraża sobie urząd gminy, który jest zadłużony w parabanku na tak znaczącą kwotę, że nie jest w stanie opłacić rachunków za prąd? Jak należy zarządzać budżetem, aby doprowadzić do sytuacji, że w szkole nie ma mowy o ciepłej wodzie w kranie, nie wspominając już nawet o ogrzewaniu? Zresztą, sam fakt tego, że szkoła utrzymywana jest dla niewielkiej garstki uczniów, sam w sobie jest absurdem.

Takie „funkcjonowanie” ma dwa podstawowe podłoża – pierwsze to głupota ekonomiczna, drugie to typowe polskie „januszostwo”. Od 2004 roku, gdy weszliśmy do Unii Europejskiej, a w szczególności w latach rządów PO-PSL stworzono propagandę środków unijnych, jako lekarstwa na wszystkie problemy. Szkoły, baseny, ośrodki kultury czy uwielbiane przez premiera Tuska „Orliki” powstawały jak grzyby po deszczu nawet w najmniejszych miejscowościach.

Komu wówczas przeszkadzało, że basen „wybudowany ze środków unijnych” kosztuje gminę kilka milionów złotych. Przecież unia dokłada, to trzeba budować! Nie ważne, że w najbliższych okolicach mieszka 200 osób, z czego 150 to emeryci, którzy nigdy nie skorzystają z tych „atrakcji”.

„U progu nowej kadencji samorządu i wobec szansy na fundamentalną dyskusję o przyszłości kraju, jaka nas czeka w tym roku, zadajmy sobie trud pytania o Polskę w jej elementarnej postaci. Gdzie się kończy gmina i powiat, a zaczyna województwo lub państwo, a może jednak rynek? Kto pomoże im się porozumieć dla naszego dobra? Znalezienie odpowiedzi nie będzie łatwe. Z takim zapleczem bylibyśmy jednak lepiej przygotowani na ostrowicką lekcję. A jaki będzie kolejny egzamin?” – podsumował Sławomir Doburzyński.

My na te pytania, niestety, nie znamy odpowiedzi.

Źródło: Prokapitalizm.pl / Wolnosc24.pl

REKLAMA