Putin rozpęta hybrydową wojnę religijną? Kreml oferuje „pomoc” wiernym rosyjskiej cerkwi prawosławnej na Ukrainie

Prawosławna Cerkiew Ukrainy fot. screen youtube.com/KONTRUDAR / Władimir Putin fot. PAP / EPA
Prawosławna Cerkiew Ukrainy fot. screen youtube.com/KONTRUDAR / Władimir Putin fot. PAP / EPA
REKLAMA

„Wszystko, co dzieje się na bratniej Ukrainie w związku z nadaniem Cerkwi autokefalii, jest wielką tragedią dla całego świata prawosławnego, prawosławnych wiernych i Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej” – mówi ambasador Federacji Rosyjskiej Michaił Babicz. Czy głos przedstawiciela Kremla oznacza, że Putin przygotowuje hybrydową wojnę religijną?

7 stycznia podczas wizyty w męskim klasztorze prawosławnym, ambasador Rosji posiadający specjalne pełnomocnictwo prezydenta Putina rozmawiał z dziennikarzami na temat nadania autokefalii Prawosławnej Cerkwi Ukrainy.

REKLAMA

Rozmowa nie była zbyt długa, jednak przepełniona została serią oskarżeń w stosunku do władz w Kijowie oraz „chęci pomocy” uciśnionym wiernym z Ukrainy, którzy w obecnej sytuacji są zmuszani do posłuszeństwa. Zdaniem Michaiła Babicza decyzja polityczna wydana przez Konstantynopol w konsekwencji pociągnie za sobą antagonizowanie społeczeństw.

„Nasi prawosławni bracia ukraińscy muszą otrzymać pomoc, aby zapobiec najbardziej negatywnym konsekwencjom politycznym, które mogą wyniknąć z podjętych decyzji” – oświadczył Babicz.

Słowa ambasadora Federacji Rosyjskiej zostały przez ekspertów z Kijowa jako bezpośredni atak i próbę przestraszenia wiernych, którzy do tej pory uznawali zwierzchnictwo Prawosławnej Cerkwi Rosji. Co więcej, w wypowiedziach dostrzec można również elementy wskazujące na fakt, iż Kreml przygotowuje scenariusz zdecydowanych działań, jeśli władze w Kijowie nie zmienią swoich decyzji.

Czego możemy się spodziewać? Zdaniem politologów, cerkiew może zostać wykorzystana do nasilenia antyukraińskiej propagandy i wzmożonego skłócenia grup społecznych w tym kraju. Wiadomo bowiem, że część wyznawców prawosławia, szczególnie ze wschodniej części kraju nie jest zadowolona ze zmian jakie nastąpiły. Jeśli wśród tych grup znaleźliby się liderzy, którzy potrafiliby sprawnie „pociągać za sznurki” to mogłoby to doprowadzić do masowych protestów. Te zaś mogłyby być wykorzystane dokładnie tak samo jak w przypadku Ługańska czy Doniecka.

Źródło: ZIK.ua / NCzas.com

REKLAMA