Znajomi Stefana W., mordercy Pawła Adamowicza, zabierają głos: „Miał nierówno pod sufitem. Opowiadał, że jest agentem służb specjalnych”

Stefan W.,. Foto: yt, fb
Stefan W.,. Foto: yt, fb
REKLAMA

27-letni Stefan W. podczas 27. Finału WOŚP w Gdańsku brutalnie zamordował prezydenta miasta Pawła Adamowicza. Od tamtej pory cała Polska zastanawia się, kim jest morderca. Teraz głos zabrały osoby znające Stefana W. Z ich relacji wyłania się przerażający obraz.

W 2014 roku Sąd Okręgowy w Gdańsku skazał Stefana W. na 5 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności za cztery napady z bronią w ręku na miejscowe banki.

REKLAMA

Z przedmiotem przypominającym broń, w biały dzień, wchodził do placówki banku, w której było kilka osób i grożąc użyciem tej broni, zabierał pieniądze. Była to scena jak z klasycznego filmu gangsterskiego – mówił podczas wydawania wyroku sędzia Radomir Boguszewski, cytowany przez „Dziennik Bałtycki”.

Przed zatrzymaniem Stefan W. nigdzie nie pracował. Utrzymywał się z pieniędzy ze spadku po ojcu i dzięki pomocy rodziny, a także z pieniędzy z napadów. Prokuratorom powiedział, że szykował napady, ponieważ po prostu potrzebował pieniędzy. Wydawał je później na jedzenie, taksówki i kasyno. Według relacji gdańszczan, Stefan W. dużo czasu spędzał w salonach gier z automatami i nie był chętny do pracy. Miał także brać sterydy i narkotyki – głównie amfetaminę.

Z tego co wiem, nigdy nigdzie nie pracował. Nie pochodzi z rodziny patologicznej. Rodzice i rodzeństwo są normalni. Najczęściej spotykało się go naćpanego albo pijanego w „siódemkach”, czyli salonach gier z automatami. Szczególnie takim, który stał na pętli tramwajowej w Oliwie. Można powiedzieć, że on praktycznie tam mieszkał – mówił rozmówca „Dziennika Bałtyckiego”.

Mężczyzna trzykrotnie starał się o warunkowe przedterminowe zwolnienie, jednak bezskutecznie. Podczas pobytu w areszcie zdiagnozowano u niego schizofrenię i wdrożono leczenie farmakologiczne. – W orzeczeniu stwierdzono schizofrenię paranoidalną. Stefan opowiadał, że jest agentem służb specjalnych – twierdzi źródło cytowane przez „Super Express”. 27-latek opuścił więzienie ponad miesiąc temu.

„Dziennik Bałtycki” podał, że mężczyzna „umiał posługiwać się nożem” i „zawsze był fanatykiem broni” – m.in. chodził po lesie z wykrywaczem metali.

To jest chłopak, który od zawsze miał nierówno pod sufitem, był niezrównoważony i trzeba było na niego uważać. Już jako nastolatek zdarzyło się, że bez powodu rozbił koledze na głowie szklaną butelkę. Nigdy nie ukrywał, że lubił bić ludzi i chętnie się tym chwalił, mówił o tym, jak fajnie jest spuścić komuś w…l – mówił cytowany przez „Dziennik Bałtycki” mężczyzna z Gdańska Oliwy, który zna Stefana W.

Znajomi podkreślali również trudną sytuację rodzinną przestępcy. 27-latek ma siedmioro rodzeństwa. Jego ojciec zginął potrącony przez samochód. Matka, która jest przedszkolanką, samotnie wychowywała ośmioro dzieci.

Jako matka nie miała łatwo. Miała do wychowania ośmioro dzieci. Robiła wszystko, by zapewnić im normalny dom – mówiła znajoma rodziny w rozmowie z Onetem.

Mieszkali w jednej z kamienic w Gdańsku Oliwie. – Mieszkanie komunalne wcześniej zajmował mężczyzna nadużywający alkoholu, który w końcu został eksmitowany. Dopiero teraz do mnie dochodzi, że W. mogli zawdzięczać przydzielenie lokalu prezydentowi Pawłowi Adamowiczowi – mówił jeden z sąsiadów.

Mieszkańcy kamienicy podkreślali, że z rodziną W. nie było większych problemów. Zwracali uwagę, że matka Stefana W. była „bardzo uprzejma”. – Kiedy W. się wprowadzili, zaczęły się kradzieże w piwnicach – dodali.

27-latek był znany z rabunków. – Lubił tzw. dziesiony: potrafił, idąc ulicą, zobaczyć kobietę odchodzącą od bankomatu albo wychodzącą z banku i wyrwać jej torebkę czy na ulicy wyrwać komuś z ręki telefon komórkowy. Nie ukrywał, czym się zajmuje. Na forach w internecie chwalił się nawet, że obrobił bank i wyjeżdża na wakacje. Śmieszy mnie, że policja przy napadach na banki tak długo go rozpracowywała, kiedy wszyscy wokół wiedzieli. Wiem, że dostał łomot przy zatrzymaniu za tę sprawę. Później niejednokrotnie mówił: „pozabijałbym wszystkich, którzy mnie wpakowali do pierdla”. On tego nie mówił „dla jaj”, tylko na poważnie – twierdził znajomy W.

Znajoma rodziny w rozmowie z Onetem podkreślała natomiast, że Stefan W. chwalił się dokonanymi napadami, ponieważ „lubi rozgłos, lubi być w blasku fleszy”. I dodała, że „był trudnym dzieckiem”.

To nie jest normalne, że po takim ataku człowiek się przedstawia, mówi, że właśnie kogoś zabił, nie ucieka i robi show – stwierdziła.

Moim zdaniem on sobie wymyślił to PO. Gdyby na scenie stał ktoś znany z innej formacji politycznej to równie dobrze i on mógłby zostać zaatakowany, a sprawca mógłby wykrzykiwać coś pod adresem np. Prawa i Sprawiedliwości. Chodziło wyłącznie o zwrócenie uwagi – twierdziła.

Inny znajomy Stefana W. mówił natomiast, że „więzienie go zmieniło”.

Widziałem go jeszcze przed świętami w Oliwie. Na pewno zmieniło go więzienie czy raczej siedzący tam ludzie. Zachowywał się dziwnie, nienaturalnie, tak jakby nie był do końca obecny. Wyglądał, jakby był świeżo naćpany. Nie panował nad swoimi ruchami, wzrok mu uciekał – relacjonował.

Źródła: fakt.pl/Dziennik Bałtycki/Onet/Super Express

REKLAMA