Bat i marchewka. Coraz bardziej niebezpieczny Parlament Europejski. O pieniądzach będą decydować „eksperci od praworządności”

PE Strasburg
REKLAMA

Parlament Europejski przegłosował stanowisko dotyczące propozycji powiązania dostępu do funduszy UE ze stanem praworządności. Przekładając na nasze, chodzi o blokowanie pieniędzy z budżetu UE dla państw członkowskich, w przypadku stwierdzenia przez Komisję Europejską łamania praworządności w tych krajach. Będzie „marchewka”, ale ma być i „bat”.

Eurodeputowani chcą m.in., by powoływani specjalnie „eksperci” oceniali stan rządów prawa w krajach UE. Znając kompetencje owych „ekspertów” łatwo się domyślić jakie będą ich raporty. Dodatkowo sprawozdawcy domagają się, żeby rządy krajów dotknięte taką blokadą środków z budżetu UE, były zobowiązywane do dokonywania płatności na rzecz ostatecznych beneficjentów, co oznacza, że byłyby one karane podwójnie – przez odbieranie środków i konieczność wypłat już z własnego budżetu takich samych kwot.

REKLAMA

Przypomnijmy, że za przyjęciem sprawozdania w tej sprawie głosowało podczas sesji w Strasburgu 397 europosłów, przeciw było 158, a od głosu wstrzymało się 69.

Zwolennicy karania niepokornych krajów argumentują, że nie może być tak, że państwa członkowskie biorą z UE tylko to co się im podoba (pieniądze), a odrzucają to co jest dla nich niewygodne (poszanowanie wspólnych reguł). Problem w tym, że zdefiniowanie owych reguł obarczone jest dużą dowolnością, a właściwie ustalane dość dowolnie. Wątpliwości budzi już defilowanie „wartości” UE. W czasie dyskusji parlamentarnej słychać było głównie np. o prawach mniejszości seksualnych. Europoseł Barbara Kudrycka z PO zaplątała w swoją mowę nawet śp. Pawła Adamowicza.

Centrolewicy udało się nawet przeforsować poprawkę, która mówi o włączeniu do tekstu tematów unikania opodatkowania i konkurencji podatkowej jako działań… szkodzących UE.

Zgodnie z projektem w tej sprawie stroną inicjującą i nadzorującą przebieg procedury stosowanej w razie zagrożenia dla praworządności będzie Komisja, jednak o ostatecznym zastosowaniu środków dyscyplinujących będą decydowały już państwa członkowskie. Jest to jakaś furtka dla mniej pokornych krajów. Parlament Europejski w swoim stanowisku opowiedział się za tym, by również europosłowie mieli głos w tej sprawie. Tutaj akurat jest nadzieja, że skład tego ciała po wyborach majowych mocno się zmieni.

Niebezpiecznie brzmi także pomysł, że do uruchomienia sankcji nie będzie już potrzebna jednomyślność w Radzie UE. Głosowania miałyby się odbywać na zasadzie tzw. odwróconej większości kwalifikowanej: decyzja KE zostanie uznana za przyjętą, jeśli głosujący nie odrzucą jej odpowiednią większością głosów. W Parlamencie Europejskim potrzebna byłaby do tego zwykła większość. Odbierałoby to możliwość blokowania przez poszczególne państwa decyzji o karaniu jakiegoś kraju. Nie brzmi to dla Polski zbyt dobrze…

Na razie budżety w UE uchwala się jednomyślnie, a więc bez zgody wszystkich krajów, nie da się zmieniać realizowania budżetu na lata 2021-2027, ale eurokraci pokazują jak można „twórczo” interpretować różne przepisy. Nie trzeba też zapominać, że jak mawiał dobry wojak Szwejk, jak „nachalne są te k…. i zuchwałe”.

Źródło: PAP, WSieci

REKLAMA