Tak państwo porywa dzieci w Norwegii. To dlatego coraz więcej Norweżek ucieka do Polski

Silje Garmo z córką Eirą/fot. PAP/Jacek Turczyk
Silje Garmo z córką Eirą/fot. PAP/Jacek Turczyk
REKLAMA

Norweska państwowa „służba opieki nad dziećmi” Barnevernet działa w każdej z ponad 400 gmin w Norwegii, przyjmując także anonimowe informacje o złym traktowaniu nieletnich w rodzinach. Dziecko może zostać odebrane rodzicom nagle, bez ich zgody, a jego miejsce pobytu jest utajnione. To dlatego Norweżki coraz bardziej boją się swojego państwa. A niektóre szukają azylu w Polsce.

Zakres działań tej służby opisany jest w ustawie o służbie opieki nad dziećmi z 1992 roku. Barnevernet ma obowiązek przyjąć zawiadomienie (może być anonimowe) od osób prywatnych, np. zaniepokojonych sytuacją dziecka sąsiadów lub pracowników szkół, przedszkoli oraz placówek pedagogiczno-psychologicznych, którzy do takiej reakcji są zobligowani zawodowo. Podobnie jak lekarze, psychologowie, higienistki oraz akuszerki są oni w takich przypadkach zwolnieni z tajemnicy zawodowej. Powstał więc system donosów, a zwykli Norwegowie zaczynają się bać sąsiadów a zwłaszcza lekarzy i nauczycieli.

REKLAMA

Z opisu działania Barnevernet wynika, że po otrzymaniu sygnału o krzywdzie dziecka urzędnicy kontaktują się z autorem donosu. Nawet jeśli ta osoba wycofa oskarżenie, sprawa jest nadal sprawdzana. Pracownicy służby opieki nad dziećmi wzywają rodziców na rozmowę do urzędu lub odwiedzają ich w domu. Następnie uzyskane informacje konfrontują np. ze szkołą lub przychodnią. Rodzice powinni zostać poinformowani o treści oskarżenia oraz poinformowani o swoich prawach, np. możliwości wglądu w raport dotyczący ich sytuacji.

Ustawa o służbie opieki nad dziećmi z 1992 roku przewiduje także możliwość interwencji bez zgody rodziców oraz poza ich udziałem. „Jeżeli istnieje podejrzenie, że ma miejsce poważne zaniedbywanie opieki lub krzywdzenie dzieci, można zabrać dziecko od razu” – wskazuje jeden z przepisów.

Jeżeli służba opieki nad dziećmi oraz rodzice są zgodni, że dziecko powinno być tymczasowo umieszczone poza domem, to takie działanie nie wymaga formalnego przejęcia dziecka przez Barnevernet.

W innych przypadkach przygotowany w gminie wniosek o odebranie dziecka rodzicom powinien być zatwierdzony przez państwowa komisję ds. opieki nad dziećmi. Pięcioosobowej komisji przewodniczy prawnik. Gremium to decyduje czy dziecko trafi do instytucji opiekuńczej czy rodziny zastępczej. Adres przebywania dziecka może być dla rodziny utrzymywany w tajemnicy.

Od decyzji państwowej komisji ds. opieki nad dziećmi rodzice mogą w ciągu dwóch miesięcy odwołać się do sądu rejonowego. Dziecko jest stroną w sprawie, jeśli ukończyło 15 lat.

Działalność norweskiej służby opieki nad dziećmi Barnevernet, która według założeń powinna dbać o dobro najmłodszych, została skrytykowana w opublikowanym w połowie stycznie raporcie zamówionym przez norweskie ministerstwo ds. dzieci.

W dokumencie po analizie 106 spraw z 60 gmin stwierdzono, że Brnevernet „w wielu przypadkach nie wykorzystuje posiadanych informacji oraz kompetencji, aby dokonać dokładnej oceny indywidualnej potrzeby dziecka”. Jak podkreślili autorzy raportu „służby rozmawiają z dziećmi i spisują ich opinie na wszystkich etapach postępowania, lecz później nie biorą ich pod uwagę”. Zwraca się uwagę, że urzędnicy Barnevernet powinni upewnić się, czy przekazywane rodzicom uwagi są przez nich właściwie rozumiane. Problem ten dotyczy nie tylko rodzin z innych krajów, ale także tych norweskich.

Według statystyk przytaczanych przez norweską gazetę „VG” od 2007 roku w Norwegii podwoiła się liczba dzieci umieszczonych w trybie nagłym w placówkach opiekuńczych lub rodzinach zastępczych i wynosi nawet kilka tysięcy rocznie. Natomiast liczba odwołań od takich decyzji wzrosła o 67 proc.; jedna piąta odwołujących się rodziców wygrała sprawy i odzyskała dzieci.

Niektóre Norweżki w akcie desperacji uciekają wraz z dzieckiem za granicę, co przez norweskie władze traktowane jest jak porwanie. W Polsce przebywa co najmniej kilka takich kobiet. Jedna z nich, Silje Garmo, uzyskała w naszym kraju status azylantki. W odwecie norweskie władze wydaliły w poniedziałek polskiego konsula w Norwegii.
(PAP)

REKLAMA