„Gazeta Wrocławska” opublikowała kolejny straszak przed bronią. Nawiązują do bandyty, który napadał na banki przy użyciu repliki XIX-wiecznego rewolweru. Chociaż takie można jeszcze legalnie mieć w Polsce bez łaskawej zgody okraszonej pismami i opłatami wobec państwa. Redakcja lamentuje, że broń jest tak niecelna… że niedoświadczony strzelec może kogoś z niej trafić.
„GWroc” przypomniała historię Jakuba P., który ponad dwa lata temu napadał na banki w Polsce. Swoje ataki dokładnie planował. Do terroryzowania załogi używał repliki XIX-wiecznego rewolweru. Zgodnie z polskim prawem, nie trzeba mieć zezwolenia na taką broń.
Do uwiarygodnienia swojego szczucia na posiadaczy broni (bo przecież w ogóle bez znaczenia jest, że to bandyta, a nie normalny uczciwy obywatel posiadał broń) umieszczono nawet wypowiedzi emerytowanego oficera CBŚP.
Broń jest trudniejsza do obsługi od broni nowoczesnej, ponieważ jest bronią rozdzielnego ładowania. Trzeba mieć przy sobie proch, kapiszon i ołowiane kule.
W swojej hoplofobii redaktorzy „GWroc” posunęli się do niesamowitej gafy logicznej. Przekonują, że broń jest niezwykle niebezpieczna, ponieważ… jest tak nieprecyzyjna, że nawet osoba bez doświadczenia w strzelaniu może kogoś przypadkiem postrzelić.
– Trudniej z niej precyzyjnie trafić w cel, szczególnie z bliskiej odległości. W małej placówce bankowej stanowiła bardzo duże zagrożenie dla każdego ze świadków napadu. Trafić może człowieka nawet ktoś, kto nigdy nie miał do czynienia z bronią – mówi cytowany w „GWroc” emerytowany antyterrorysta.
Czekamy, aż redakcja zacznie ostrzegać przed legalnie dostępnymi bez zezwolenia nożami kuchennymi. W końcu dźgnąć może nim nawet 6-letnie dziecko…
Źródło: gazetawroclawska.pl
