Rusza „szkoła przyszłości” za 40 mln dolarów. Dzieci mają uczyć się rozwiązywania „problemów realnego świata”

Zdjęcie ilustracyjne. Foto: pixabay
Zdjęcie ilustracyjne. Foto: pixabay
REKLAMA

W przyszłym tygodniu na 350 australijskich dzieciach będzie testowany nowy „system edukacji”. W „szkole przyszłości” nie będzie klas, egzaminów, czy ocen. Rząd wydał na budowę obiektu 40 mln dolarów. Szkoła ma przyjmować dzieci od wieku przedszkolnego do 10. roku życia.

Australijska „szkoła przyszłości” nie będzie opierać się na tradycyjnych metodach nauczania. Będzie edukować nowe pokolenie poprzez działania oparte na projektach, dzięki którym dzieci nauczą się rozwiązywania „problemów realnego świata”.

REKLAMA

Nie będzie nauki konkretnych przedmiotów, tylko „współpraca z wieloma dyscyplinami”.

W placówce mają pracować nauczyciele, ale dzieci mają być kierowane także przez starszych od nich „mentorów” oraz bardziej dojrzałych kolegów w różnym wieku.

W „szkole przyszłości” nie będzie stawiania ocen. – Uczeń może wybrać konkretny moment w czasie, gdy uzna, że potrafi wykazać wiedzę wymaganą do osiągnięcia określonego poziomu – mówiła dyrektorka szkoły, Stephanie McConnell.

Placówka została zbudowana na terenie dawnej siedziby Politechniki w Ku-ring-gai. Nie ma w niej tradycyjnych sal lekcyjnych. Nauczanie będzie się odbywało wokół „wodopojów”, czyli miejsc przeznaczonych dla dużych grup, wokół „ognisk”, czyli miejsc dla małych grup pracujących z nauczycielem oraz „jaskiń”, gdzie dzieci mogą pracować samodzielnie.

Szkoła może pomieścić 2000 uczniów, jednak na razie przewidziano tylko 350 miejsc.

Rodzice są podzieleni w ocenach „szkoły przyszłości”.

W ciągu ostatnich 20 lat sytuacja zmieniła się tak bardzo, że system edukacji nie nadąża – mówił stacji ABC Mario Trinco, który wysyła tam swoje trzy córki. Zaznaczył, że sposób funkcjonowania szkoły jest zgodny z postępem technologicznym.

„Myślę, że dawanie dzieciom praktycznych umiejętności rozwiązywania problemów jest wspaniałe, ale jest wiele aspektów tego modelu, które są nierealistyczne. Czy ten model nie byłby lepszy, gdyby był połączony z tradycyjną nauką, szczególnie z angielskim i matematyką, żeby miały podstawową wiedzę do rozwiązywania problemów?” – czytamy we wpisie Ashleigh na Facebooku.

Podobnego zdania jest Kylie: „Problem z tymi modami edukacyjnymi polega na tym, że ich pomysłodawcy uważają, że muszą porzucić wszystko, co jest stare. A w rzeczywistości rozwiązanie znajduje się gdzieś pośrodku”.

„Uczyłam się w szkole o podobnym podejściu. Było to korzystne dla niektórych uczniów, ale wielu się nie udało, dlatego musiałam zmienić szkołę po 2 latach. Miejmy nadzieję, że ta nowa szkoła odniesie sukces, ponieważ nasz obecny system edukacji wymaga gruntownych zmian” – zwróciła uwagę Melinda.

Źródło: fakt.pl

REKLAMA